Wymagające i oceniające psy w NY

Mam to szczęście, że kilku moich przyjaciół w Nowym Jorku ma psy i czasem proszą mnie o zaopiekowanie się nimi. I za każdym razem bawi mnie to, co obserwuję. 

Musicie wiedzieć, że nowojorczycy kochają psy (wspominałam już o tym na Just Like NY) i bardzo wiele z nich, pomimo niekiedy trudnych warunków mieszkaniowych, decyduje się posiadać czworonoga. Dlatego tak popularne w NY są „parki dla psów”, w których ulubieńcy mogą się wybiegać. Parki to za dużo powiedziane – zazwyczaj jest to kawałek ziemi z kilkoma roślinami i ławkami, otoczony siatką, gdzie psy mogą w końcu zażyć trochę „przestrzeni”. Jeszcze nigdy nie odwiedziłam takiego parku, ale niejednokrotnie obserwowałam radość dokazujących w nich psów. Zwierzaki czasem bawią się ze sobą, ale głównie obwąchują się nawzajem, a później szybko uciekają do właściciela. I to mnie zawsze bawi – ilekroć idę z psem na spacer po Manhattanie lub Brooklynie, nie muszę się martwić, że będę miała jakieś problemy ze strony innych psów. Dlaczego? Bo one mają nas w nosie. A my – a w zasadzie pies, którym się zajmuję – mamy w nosie ich. To jest dla mnie naprawdę zaskakujące. Pamiętam, że gdy w Polsce wychodziłam na spacer z psem, to mój podopieczny na widok innego psa miał bardzo żywą reakcję (była ona zresztą obustronna). Trudno było utrzymać go na smyczy, bo koniecznie chciał poznać drugiego psa. A tu…? Idziemy, mój pies dostrzega (lub nie) innego psa, spojrzą na siebie (lub nie), czasem podejdą do siebie obwąchać się, zmarszczą nos i nawet nie patrząc na siebie, odejdą każdy w swoją stronę. Raz zdarzyło mi się, że mój pupil Bacio (pudel, rodzaj męski) zaczął bawić z atrakcyjną Suzie (York, płeć żeńska), ale trwało to może 3 minuty i jestem pewna, że Suzie została niemalże natychmiast zapomniana przez Bacio. Ten proces niezmiennie mnie bawi, bo jest doskonałym odzwierciedleniem zachowania ich właścicieli. Nie inaczej zachowują się nowojorczycy. Widzimy kogoś, kto się nam podoba, dostrzeżemy się, zamienimy parę słów, albo nawet spotkamy się, czasem chwilę pobawimy, a na koniec i tak każdy odejdzie w swoją stronę, zapominając, że nawet się widzieliśmy. I następnym razem będzie dokładnie tak samo. Jak się okazuje, psy są lepszymi nawet obserwatorami, niż sądziłam. Powinny jednak wiedzieć lepiej, że pewnych zachowań nie należy naśladować. Któregoś dnia dostrzegą, że jedyne, co im pozostało, to te ogołocone parki otoczone siatką, w których mogą bawić się jedynie ze sobą. 

Share: