Hoodie, czyli własny mikroświat w zgiełku

Włączyłam najnowszą płytę D’Angelo, „Black Messiah” (według The Village Voice najlepszy album ubiegłego roku) i naturalnym wydaje się napisać o temacie, który krąży mi po głowie od jakiegoś czasu. Bluza z kapturem. Zapewne przekręcacie teraz głowę, zastanawiając się co mam na myśli. Tu nazywają ją hoodie i ja też tak będę ją nazywała. 

Pamiętam, że zawsze kojarzyłam je z hip-hopowymi teledyskami, w których chłopaki z kapturami na głowie udawali groźnych. Tak też to i tu wygląda, większość czarnoskórych chłopaków w NY je nosi, ale nie tylko oni. Tu widzicie je wszędzie. 

Zaczynam myśleć, że hoodie to nieodłączna część nowojorskiej nie tylko mody, ale i kultury. Wszyscy noszą hoodies. Począwszy od dzieciaków w szkole, przez artystów z Brooklynu, idealnie przystrzyżonych gejów z Chelsea, przez chłopaków pracujących w kuchni i tych, którzy tą kuchnią zarządzają. 

Oczywiście jest związany ze sportem, wszyscy wychodzący z siłowni mają na sobie hoodie, ale raczej związany jest z wygodą. Jest zakładany do puchowych kurtek, pod marynarki, z kurtkami skórzanymi (moja ulubiona kombinacja!), z bejsbolowymi czapeczkami, z kapeluszami, dziewczyny noszą je do spódnic i do butów na obcasach. Hoodie to pewnego rodzaju manifest nowojorczyka – zakładany do wszystkiego manifestuje pewnego rodzaju wolność. Nie wiem dlaczego, ale zakładając go czuję się podobnie.

W ostatnich miesiącach hoodie zyskał wymiar polityczny za sprawą tragicznych wydarzeń w Ferguson, gdzie zastrzelono czarnego nastolatka, Trayvona Martina, za to, że wyglądał „groźnie” – czyli za noszenie hoodie. Od tego czasu nowojorczycy zaczęli nosić hoodie także jako manifest polityczny, o czym pisały tu szeroko magazyny i gazety: bluza z kapturem stała się narzędziem protestu przeciwko brutalności policji. Jakiś czas temu Questlove z zespołu The Roots – z powodu podobnych wydarzeń – zainicjował akcję z sercem przyszytym do hoodie, której celem było podkreślenie, że noszący hoodie nie mają nic wspólnego z przestępczością.

Odkąd tu przybyłam. także zaopatrzyłam się w kilka hoodies (po prostu je uwielbiam!). I zauważyłam zwłaszcza jeden moment, kiedy zakładam kaptur na głowę (i podejrzewam, że tysiące ludzi robi podobnie) – gdy jestem w metrze. Ta ilość i bliskość ludzi dookoła, ich rozmowy, czasem głośne słuchanie muzyki, ścisk, powodują, że mam potrzebę schować się, odseparować. A jedyny sposób by otrzymać choć odrobinę intymności wśród tego tłumu to założyć kaptur na głowę. Zapewne dlatego zobaczycie go też na głowie niemalże każdego bezdomnego. Bo hoodie daje poczucie bezpieczeństwa, ciepła i odrobinę własnego mikroświata. I to jest, jak myślę, klucz do jego sukcesu w NY.

Share: