SHOWTIME! SHOWTIME!

Istnieją słowa wypowiadane w metrze, które są w stanie w sekundę zmienić mój nastrój. I, w zależności od dnia, mogą to być albo pozytywne emocje, albo – i te zdarzają się zwykle – takie, które powodują, że mam ochotę rozbić młotkiem najbliższą szybę i dojść do najbliższej stacji wzdłuż ciemnego tunelu. Od razu zaznaczę: bardzo lubię chłopaków, którzy je wykrzykują i doceniam, że zamiast włóczyć się bez celu, robią coś z pasją i są w tym naprawdę dobrzy. O jakich słowach i jakich chłopakach mówię…? Słowa to: „Showtime! It’s showtime, ladies and gentlemen!”, a wykrzykują je nastoletni czarnoskórzy chłopcy z Harlemu lub Brooklynu o różnych porach dnia, w różnych liniach metra. Po tych słowach zaczyna głośno ryczeć magnetofon z dobrą zazwyczaj hip -hopową muzyką, podczas gdy chłopaki zaczynają wić się wokół rurek w pociągu. Wiją się, wiszą do góry nogami, okręcają się na nich i wykonują różne akrobacje, także w duecie. Powtarzam – robią to świetnie i nie można odebrać im talentu, ale są dni, kiedy specjalnie uciekam przed nimi do innego wagonu. To są te dni, w których jestem wykończona i marzę jedynie, by dojechać do swojego mieszkania i zakopać się pod kołdrą z kubełkiem Häagen-Dazs. W takich momentach słowo: „Showtime” brzmi jak wyrok śmierci, bo zamiast spokojnej drogi do domu czeka mnie zamieszanie i hałas.

Turyści ich uwielbiają i hojnie rzucają dolary. Mieszkańcy NYC robią to już trochę mniej hojnie. Chociażby z powodu, o którym pisałam powyżej. Poza tym chłopaki zajmują też sporo przestrzeni w wagonie i często wymachują nogami tuż przed waszymi nosami, co wprowadza uczucie nie tylko dyskomfortu, ale i strachu. Sama tego doświadczyłam: nigdy nie wiem, kiedy jedna z rąk mu się obsunie i „dostanę z buta”. Co nie znaczy, że nie rzucę im czasami dolara – są fantastyczni. 

Niedawno ukazał się wywiad z jedną z tych grup w New York Magazine. Chłopaki powiedzieli, że traktują to jako pozalekcyjną przyjemność, na której zarabiają pieniądze. Przyznali, że nie wchodzą sobie w drogę z innymi grupami. Jeśli przypadkowo pojawią się w tym samym pociągu, jedna grupa idzie do przedniego, druga do tylnego wagonu. Kontuzje zdarzają się rzadko i nawet jeśli któryś z nich upadnie na plecy, natychmiast wstaje udając, że to część show. Najlepszy okres dla nich to lato, kiedy NY odwiedza masa turystów. Ich ulubione linie metra to J, Q, L i A, gdyż te właśnie mają najdłuższe przerwy między przystankami. Moja docelowa stacja znajduje się za mostem Williamsburg, co oznacza, że na tej trasie mogą podskakiwać przez całą długość mostu. Co też czynią. A ja wówczas albo zamykam oczy i wkładam słuchawki do uszu, albo kiwam się w rytm ich muzyki, podziwiając ich kocie ruchy i…cały czas trzymam odpowiedni dystans, aby nie dostać w głowę w rytm hip-hopowego przeboju. 

Share: