Dlaczego Ameryka jest inna – Część III

Na zakupy z wózkami

Gdy zobaczycie ludzi na ulicach pchających wózki, nie oznacza to, że coś jest z nimi nie tak. Amerykanie idąc na zakupy zabierają wózki, zamiast targania w rękach 10 wypełnionych po brzegi siat. Koleżanka, która mieszka tu parę lat, powiedziała mi kiedyś, że jeszcze nie odważyła się pójść do supermarketu z tym wózkiem. A ja uważam, że to świetny pomysł: przyklaśnie mu zwłaszcza Wasz kręgosłup. Wózka jeszcze nie posiadam, bo głupio wkładać do niego jedną reklamówkę, z którą zazwyczaj kończę swoje zakupy. Ale spokojnie: robię postępy.

Pojęcie stroju sportowego jest względne

Do tej pory byłam tu w trzech różnych siłowniach i zwłaszcza w dwóch zaskoczyły mnie pewne rzeczy. Po pierwsze – ludzie potrafią tu ćwiczyć w naprawdę zaskakujących strojach. Niektórzy wyglądają jakby w ogóle nie przebrali się w strój sportowy. Większość oczywiście wygląda normalnie, ale zdarzają się takie przypadki, że odwracam głowę. Inne są ciekawe ze względu na swą odmienność. Widziałam tu też kobiety, które z racji przekonań religijnych muszą mieć zakryte kolana – nie dość więc, że częścią ich stroju sportowego były długie legginsy, to i tak na nie nałożona była „sportowa” spódnica sięgająca za kolana. Głowy oplatała im chusta. Druga rzecz: bardzo często widuję tu kobiety, które przychodzą na salę z torebkami. Wieszają je na urządzeniu, na którym ćwiczą. Gdy zmieniają urządzenie, torebka podąża za nimi.

Wybór płatków śniadaniowych

Za każdym razem, gdy jestem w supermarkecie i wkraczam w alejkę z płatkami śniadaniowymi, dziwię się tak samo. Chodzę w tę i z powrotem – i nie wiem na które się zdecydować. Mija wiele minut, nim w końcu wezmę któreś do ręki. W Polsce nie jadałam ich w ogóle (też mamy taki wybór…?), tu raczę się nimi codziennie. Z borówkami, cynamonem, bananami, malinami; kukurydziane, polane miodem, syropem klonowym, z dodatkiem pokruszonych migdałów, okrągłe, kwadratowe… Mówię Wam: to nie jest takie proste! 

Wszystko ma wersję light

Według mnie jednym z największych paradoksów tu są produkty „light”. Niemal każdy produkt ma swoją siostrzaną wersję „light”. Od cukru, poprzez batoniki i napoje… Co więcej – ta wersja często cieszy się o wiele większą popularnością. Może jestem zbyt wielkim cynikiem, ale trudno mi uwierzyć w te „cudownie obniżone kalorie”. I nadal nie widzę sensu w kupowaniu czekolady light. Jeśli już jesz czekoladę, nie udawaj że się jednocześnie „odchudzasz”.

Wszyscy mówią o kaloriach i węglowodanach

Wersja light wiążę się z kolejną rzeczą, z którą się wcześniej nie spotkałam. Kalorie i węglowodany. Tu wszyscy liczą kalorie. Informacja o ilości kalorii jest wypisana przy każdym bajglu w Dunkin’ Donuts i przy każdej kawie w Starbucksie – w innych sieciówkach jest podobnie. Gdy Amerykanie zastanawiają się, czy kupić tę piękną, polaną lukrem drożdżówkę w kawiarni, zwyczajowo dodają: „Oh, nie wiem, to tyle węglowodanów…”. Każdy ma tu świadomość, że węglowodany to „zło”, a kalorie są od tego, aby je kontrolować. Dlatego wszyscy zamawiają kawę z odtłuszczonym mlekiem i proszą o dodatek w postaci smakowego syropu – oczywiście w wersji light – a później dorzucają do tego trzy cukry (brązowe oczywiście). Jakaś logika pewnie w tym jest, ale rezultatów jeszcze nie zauważyłam.

Share: