Ten temat już chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Codziennie coraz bardziej doceniam fakt, że mogę mieszkać w innym kraju i złapać zupełnie inną perspektywę na wiele rzeczy. Powiedziałam to już raz i powtórzę ponownie – mieszkanie tylko w jednym kraju (nieważne, czy to będzie gdzieś w Europie czy w Stanach Zjednoczonych) daje Ci perspektywę tylko z tego jednego miejsca. Nie możesz powiedzieć, że wiesz jak wygląda życie w innym kraju tylko dlatego, że spędziłeś tam 2 tygodnie. Jasne, będziesz miał jakieś mgliste pojęcie, ale na pewno nie będziesz miał pełnego obrazu. Odkąd zamieszkałam w NY zmieniłam zdanie na temat wielu rzeczy. Inaczej myślę o religii, o moim własnym kraju, o ciele, o odżywianiu się, o związkach, rasizmie, coachingu czy celebrytach. Zupełnie inaczej myślę także o innej rzeczy, a mianowicie o nadwadze.

Wstyd mi się do tego przyznać, ale dawniej, ilekroć widziałam osobę z nadwagą z moich ust potrafiło wypaść zdanie: „Po prostu nie jedz jak świnia. No, przestań jeść!”. I myślałam, że powiedzeniem tej mądrości komuś się przysługuję. Teraz nigdy nie wypowiedziałabym takiego zdania. A to z jednego prostego powodu – bo w końcu zrozumiałam, że to, co na zewnątrz jest doskonałym odzwierciedleniem tego co dzieje się wewnątrz danej osoby. To, że ktoś ma nadwagę, wcale nie znaczy, że ta osoba po prostu „kocha jedzenie”. Możesz kochać jedzenie i być bardzo szczupłym. Jedzenie to zwykle substytut czegoś czego nie dostałeś, to pewnego rodzaju ucieczka. Jeśli jesteś szczęśliwy, to waga nagle sama zaczyna spadać. Jeśli jednak jest w Tobie coś co nie jest do końca „wyleczone”, to jedzenie może stać się dla Ciebie ratunkiem. A najdziwniejsza rzecz jest taka, że wcale możesz nie jeść tak dużo, a nadal będziesz tyć. Bo to wszystko jest w twojej głowie.

Jedzenie to takie samo uzależnienie jak alkohol czy narkotyki, cukier czy internet. Daje nam przyjemność, gdy tej przyjemności nie dostaliśmy gdzieś indziej. Gdy widzę jakąś osobę z nadwagą, to teraz już wiem, że nie chodzi tylko o ucięcie węglowodanów czy makaronu, od razu wiem, że ta osoba z czymś się zmaga. Dla każdego jest to coś innego i zwykle jest to o wiele bardziej skomplikowane niż się może wydawać. To może być chłopak, który Cię odrzucił, rodzice, którzy nie dali Ci wystarczająco miłości, albo też i dali jej za dużo (bo to też może być powód), nauczyciele, rówieśnicy. To mogło być tylko jedno zdanie (tak- JEDNO!), które utknęło głęboko w Tobie i teraz nie pozwala Ci się ruszyć z miejsca. To mógł być jeden z  Twoich rodziców, który powiedział Ci, że nie jesteś wystarczająco dobra/y by dostać tego wymarzonego faceta / pracę / przyjaciół i to wystarczyło, to naznaczyło Cię na całe życie. Najsmutniejsze jest to, że tak naprawdę możesz nie mieć o tym pojęcia; możesz być kompletnie nieświadomy źródła swojego problemu i myślisz, że po prostu jesz za dużo. I może Ci zabrać lata, zanim odkryjesz gdzie leży problem. 

Chodzi mi to, by z miejsca nie oceniać, bo nie macie pojęcia co dzieje się lub działo się w życiu danej osoby. A dla tych, którzy zmagają się z nadwagą – proszę Was, zróbcie co w Waszej mocy, by dotrzeć do źródła Waszego problemu, abyście mogli podarować sobie zupełnie inne życie.

Share: