Randkowanie to ciężka praca
Jak wygląda randka w Nowym Jorku? Co tam randka! Pamiętasz zdanie – „To nie cel a podróż jest najważniejsza”? Cóż, wbij je sobie do głowy, jeśli chcesz randkować w NYC.
Spotykasz gościa. JEST HETERO!!! Naprawdę, to się może wydarzyć! Wymieniacie się numerami, mówi coś o spotkaniu. Magia, prawda?! Chyba nie ma dziewczyny (fakt, że jest hetero tak przyćmiewa ci umysł, że zapominasz zapytać, czy jest singlem; oni zwykle też zapominają, czy są w związku czy nie). Twoja radość jest tak duża, że masz ochotę opowiedzieć o niej wszystkim współpasażerom w metrze. Fakt, że nie bardzo rozumieją po angielsku zupełnie ci nie przeszkadza.
Po tygodniu (przy odrobinie szczęścia po 2-3 dniach) dostajesz od niego smsa. Wow! Wykazał odrobinę wysiłku – musiał nie tylko wyszukać twoje imię (żywisz nadzieję, że nie myślał o innej dziewczynie), ale i wymyślić co najmniej jedno zdanie. Zachęcające. Nagle znowu zaczynasz przypominać sobie jego twarz (miał kręcone włosy, prawda?).
Umawiacie się w najbliższy możliwy termin, czyli mniej więcej za tydzień (z zastrzeżeniem, że data może się przesunąć do dwóch tygodni, bo „przecież to NY i nigdy nie wiesz co ci wypadnie”).
Dwa dni przed randką przychodzi, oczywiście, wiadomość od niego, że „coś wypadło” (w pracy, naturalnie…), ale druga część wiadomości jest optymistyczna, wręcz ekstatyczna – już tydzień później możecie się zobaczyć. Jedna nadzieja umarła, ale druga zaczyna ćmić znowu. Na wszelki wypadek jednak robisz sobie inne plany na tę datę. Bo głupia nie zrobiłaś tego tym razem i teraz siedzisz w mieszkaniu udając, że ten odcinek serialu jest wart więcej niż wyjście z jakimś ciachem na miasto.
Kilka dni przed drugim terminem randki wysyłacie sms’a „sprawdzającego”, czy aby na pewno się widzicie. Tak….prawdopodobnie. Przecież, no cóż, „nie możemy jeszcze mieć pewności”, ale chyba tak, tak, prawdopodobnie…
Dwa dni przed. Zerkasz na telefon – nic, zero wiadomości. I jak mantrę powtarzasz: Brak wiadomości to dobra wiadomość. Brak wiadomości to dobra wiadomość. Zerkasz na telefon wieczorem, na 24h przed randką i mówisz na głos patrząc ekran telefon: „No, chłopcze, jeszcze masz szansę wyjść z tego z klasą. Jeśli masz zamiar odwołać to, to zrób to teraz albo zamilcz na wieki!”.
Dzień randki. Budzisz się i zerkasz na telefon. Jest wiadomość! O matko! Proszę nie! Uff, to od kolegi odnośnie wyjścia na „ploty”(po cholerę on dziś pisze?!). Idziesz do pracy, mija połowa dnia, zerkasz na telefon – brak wiadomości. Naprawdę? To się wydarzy? Czy to możliwe?
4h do randki. Nic! Nie dostałam wiadomości! Skoro nie ma to przecież teraz juz nie odwołałby?! Prawda? Nie jest chamem! Nie jest…?
2h do randki, dostajesz wiadomość z pytaniem o której kończysz pracę. Okazuje się, że musisz zostać godzinę dłużej i pytasz, czy to ok. On odpowiada, że jeśli jesteś zmęczona to możecie to przesunąć, że „on zrozumie”. Pierwsza myśl w twojej głowie: ODWOŁAĆ!!!??? OSZALAŁEŚ!!!???
Kończysz pracę i wysyłasz smsa, że jesteś w drodze. On odpisuje: OK. Od dziś kochasz słowo: OK.
Ps. A jak było na randce? Było super. A wiecie dlaczego? Bo zanim do niej dojdzie nie macie szansy mieć żadnych wyobrażeń na jej temat, jesteście zbyt pochłonięci myśleniem jakiego zaklęcia użyć, by się wydarzyła.