Zabiorę Cię do świątyni

Chodzenie do siłowni jest częścią stylu życia w Nowym Jorku. Niemalże wszyscy moi przyjaciele chodzą na siłownię, i to prawie codziennie (ok, większość z nich jest gejami, ale miewam tez innych przyjaciół, naprawdę). To, co mnie zaskoczyło, gdy przeprowadziłam się do NY, to fakt, że siłownie są tu tanie i dostępne na każdym roku. Możecie oczywiście znaleźć też te drogie, ale bez problemu możecie kupić karnet za $10 miesięcznie (to tak, jakbyście płacili 10 PLN miesięcznie w Polsce). Są tez siłownie za 40 i 60 dolarów, ale są uważane za te nieco droższe. Miałam też dostęp do jednej z droższych siłowni przez rok: było to Equinox (ceny w okolicach $180 za miesiąc), ale niestety niespecjalnie z niej korzystałam, bo moje godziny nie bardzo mi na to pozwalały.

Niektórzy mieszkańcy Manhattanu traktują chodzenie na siłownie jak nieodzowny element codziennej higieny. Zauważyłam to ostatnio, gdy w końcu zaczęłam spędzać wieczory na Manhattanie. Pomiędzy 18:00 a 21:00 nagle wszędzie widzicie ludzi z torbami na siłownię, lub odzianych w stroje do ćwiczenia. Dostrzeżecie ich nawet teraz, w zimie, bo chodzą w szortach i w koszulkach, a na wierzch zarzucają zimowa kurtkę (bez względu na to, jaka jest temperatura na zewnątrz). To samo możecie zobaczyć rano w weekendy: najpierw wszyscy ćwiczą a później idą na zakupy spożywcze do The Whole Foods lub do Trader’s Joe.

Właśnie dostałam miesięczny karnet od mojego przyjaciela Mariusza do bardzo fajnej siłowni w Hell’s Kitchen na Manhattanie, więc też stałam się częścią „tej społeczności” i chodzę tam 5 razy w tygodniu. Nazywa się Temple (Świątynia) i jej właścicielem jest David Barton, który kiedyś miał sieć siłowni na Manhattanie. Siłownia wygląda trochę jak klub nocny, ładnie pachnie, ma fajny klimat – o przystojnych gościach nie wspominając. Kusi mnie, by się do niej zapisać, choć kosztuje ponad 100 dolarów/miesiąc i nie do końca mnie na nią stać. To, co lubię w tym miejscu, oprócz świetnych zajęć spinningu, to umiejscowienie sauny. Znajduje się obok szatni, basenu i obok sali do rozciągania się. Co oznacza, że za każdym razem, gdy idę do sauny (a saunę kocham i chodzę po każdym treningu) owinięta w sam ręcznik, wszyscy mogą mnie zobaczyć (co mnie oczywiście bardzo odpowiada – i mam nadzieję, że odpowiada im). Udajesz, ze chodzi Ci o wypocenie się, ale wiadomo, ze chodzi o coś zupełnie innego. Sauna ta jest koedukacyjna, co jest miłe, bo mogę sobie bez pardonu popatrzeć na piękne męskie ciała. Czasem modlę się, by mój ręcznik nie wylądował na ziemi (mój poziom gracji nie jest wysoki; pod tym względem przypominam Elaine z „Seinfelda”). No cóż, Hell’s Kitchen to dzielnica głownie gejowska, więc moje szanse na faceta hetero są małe, ale przynajmniej kilku instruktorów jest hetero, wiec jest nadzieja. Nawet rozmawiałam z jednym z menedżerów o „pewnym typie zajęć” (ta, jasne…), wyglądał na hetero. Zobaczymy co z tych „moich treningów” wyniknie.

Share: