Żółte taksówki

Zapewne jeden z najbardziej znanych Wam obrazków nowojorskich to wyciągnięta ręka w kierunku nadjeżdżającej żółtej taksówki. I tak jest rzeczywiście. Tu nie dzwoni się po taksówki, albo robi to się bardzo rzadko, jeśli naprawdę zależy nam na zdążeniu na ważne wydarzenie, tudzież jeśli dojeżdżamy na Manhattan bądź lotnisko JFK z krańców Brooklynu. Zwykle jednak (w 90% przypadków) wychodzi się na którykolwiek róg Manhattanu (tu zdecydowanie łatwiej złapać taksówkę, niż na Brooklynie czy Queensie) i podnosi rękę do góry.

Czasem nawet nie wiecie nawet, skąd nadjeżdżają: po prostu pojawiają się w mgnieniu oka. Ciekawe jednak jest obserwowanie, jak drastycznie spadają Wasze szanse na złapanie żółtego pojazdu, gdy tylko pogoda się zepsuje. Gdy zacznie padać deszcz lub śnieg, minie was dziesięć wozów i każdy będzie miał pasażerów. Nowojorczycy są wygodni i nie lubią brudzić sobie butów ani moknąć. Za to nocą możecie poczuć się jak prostytutki, bo co chwilę ktoś będzie na Was trąbił. Po północy ruch na ulicach Manhattanu znacznie maleje, więc taksówkarze próbują złapać każdego zagubionego pasażera. Czasami, zanim przejdę dwa bloki do metra, co najmniej pięć taksówek zatrzyma się przy mnie lub da mi znak światłami. To jest jak zawołanie: „ Hej! Wsiadasz? Przecież nie będziesz szła!”. Czasami korzystam (przecież nie będę szła…) i za każdym razem powtarza się ta sama sytuacja – panowie taksówkarze (jeszcze nie zdarzyła mi się kobieta, ale podobno też są), którzy zwykle mają turban na głowie, łamaną angielszczyzną pytają: „Gdzie?” a później pada „Ok”. I to tyle naszej konwersacji. Zawsze docieram do celu, a milczenie rzadko kiedy zostaje przełamane.

Stawka początkowa to $2.5. Podróżowanie taksówkami w NY nie jest drogie, ale jeśli macie wątpliwości, bo Wasz cel jest daleko, zawsze możecie zapytać kierowcę ile wyniesie Was przejazd. A nuż się dogadacie, przy odrobinie szczęścia.

Share: