Deli, czyli arabski small biznes
Gdy opowiadałam polskim znajomym o codziennych zakupach w deli, nagle słyszałam pytania: „w czym?”, „gdzie?”. Zdałam sobie sprawę, że coś, co tu jest powszechne jak śmieci i siłownie, w Polsce jest praktycznie nieznane.
Deli, czyli delikatesy, to miejsce, do którego przychodzicie, gdy zabraknie piwa lub lodów; gdy zapragniecie ciepłej kanapki i kawy o np. drugiej w nocy. Delikatesy zwykle kojarzą się z czymś wykwintnym i „z wyższej półki”, ale nic bardziej na przeciwnym biegunie. Deli znajdują się niemalże na każdym rogu, a ich ilość jest naprawdę imponująca. To powszechne miejsce do kupna nie tylko podstawowych produktów, ale i kanapek na wynos – możecie wybrać coś z podanego menu albo poprosić o skomponowanie czegoś specjalnego. Dobre, niedrogie i szybkie.
Wchodząc do deli po raz pierwszy możecie mieć wrażenie, że właśnie zostało obrabowane. Bo jego wystrój jest właściwie żaden. Nikt nie dba o „detale wnętrza”, nikt nie przejmuje się nieporządkiem i chodzącymi kotami. Każde deli wygląda jak brat bliźniak deli obok. Te na Manhattanie są odrobinę (ale tylko odrobinę) czystsze od tych na Queensie czy na Brooklynie.
Deli jest zawsze otwarte, zawsze z tym samym wyposażeniem i zmęczonymi Arabami za ladą (bo to zwykle oni są właścicielami).
Po kilku tygodniach od zamieszkania w nowej dzielnicy sprzedawcy rozpoznają Was i pozdrawiają jak starych znajomych. Zdarza się też, że na wejściu pytają, czy chcecie tę kanapkę, co zawsze. Pewnego dnia także odważyłam się zagadnąć (tzw. small talk) i zapytałam właściciela, czy jest bardzo zmęczony (jak widać wykazałam się elokwencją…), kiwnął głową wzdychając, że musi wytrzymać do siódmej rano.
Deli to bardzo często biznes rodzinny i zdarza się, że obejmuje kilka deli wzdłuż tej samej ulicy. Co w praktyce często oznacza, że po zakończonej pracy w „moim deli”, sprzedawcy idą do pracy do następnego deli. To nie jest miasto dla zmęczonych ludzi.
Często zastanawiam się, czy właściciele deli poza pracą mają jeszcze inne życie. Mam nadzieję, że prawdziwa odpowiedź na to pytanie jest nieco inna niż ta, która intuicyjnie przychodzi mi do głowy.