Juno 2015, czyli śnieżyca, której nie było

W poniedziałek, 26 stycznia, ogłoszono, ze nadciąga śnieżyca dekady – Juno. Wszystkie radiostacje, telewizje, media społecznościowe i ludzie na ulicach nie mówili o niczym innym. Główne uderzenie Juno miało nastąpić w poniedziałek w nocy. Wtorek został ogłoszony „Dniem śniegu”, dzieci nie poszły do szkoły, część pracowników dostała wolne. Wszystkie poniedziałkowe show i wydarzenia zostały odwołane, wtorkowe częściowo także.

W południe ogłoszono, że o 23:00 cały system metra zostanie zamknięty wszystkie linie metra! Trzeba tu być choć raz, by zrozumieć co to znaczy dla tak wielkiej metropolii. Tym bardziej, że zaraz potem ogłoszono, że żadne samochody, z taksówkami na czele, również nie mają prawa się poruszać. W skrócie oznaczało to jedno – jeśli nie złapałeś swojego metra przed 23:00 byłeś stracony. Jeśli pracujesz na Manhattanie, a mieszkasz na dolnym Brooklynie (tam gdzie ja) to dotarcie do domu bez transportu miejskiego graniczy z cudem (lub oznacza kilkugodzinną wędrówkę).

Miało być groźnie, a tak wcale nie było. We wtorek rano Manhattan praktycznie nie zauważył różnicy, Brooklyn obudził się pod śnieżną kołdrą, podobnie Queens, wyżej w stanie NY dostali trochę więcej śniegu.

Nowojorczycy mówią, że władze miasta przesadziły z reakcją. Chicago, znane z mroźnych zim, śmieje się teraz z NY. I choć zwykle również podśmiewuję się z tych wszystkich stosowanych tu środków ostrożności przy byle okazji, tak tym razem będę po stronie miasta. Bo co by było, gdyby jednak Juno uderzyło? Zbyt wiele tu sytuacji, które mogłyby zakończyć się katastrofą o gigantycznym rozmiarze, że zakaz transportu przez 12h nie wydawał mi się przesadą. Wiem, że to oznacza stratę wielu tysięcy dolarów, i o to jest tyle szumu,  ale czasem należy podjąć ryzyko, aby uniknąć większej szkody. 

Jakkolwiek oceniać tę sytuację, byłam pod wrażeniem organizacji – wszędzie pojawiły się komunikaty i numery telefonów, pod które trzeba dzwonić, pracownicy metra instruowali pasażerów, wszystkie media informowały o krokach, które należy podjąć. Przeprowadzenie akcji budziło mój podziw. Przekonać ponad 8mln ludzi, aby do 23:00 znaleźli się w domu, i to też zrobili, wymaga nie lada zabiegów. Żadnego chaosu, wszystko pod kontrolą. 

A jak reagowali nowojorczycy? Skończyli wcześniej pracę, aby mogli spokojnie dotrzeć do domu, więc wszyscy pobiegli do barów i upijali się, aż miło. A na wieść, że muszą bar opuścić, bo pracownicy chcą  dotrzeć do domu przed zamknięciem metra, reagowali sprzeciwem i ochotą na kolejnego shota.

Byłam jednym z tych pasażerów, który wysiadł z metra tuż po 23:00 i przebijałam się w śniegu do domu. Przyznam, że miałam chwilę strachu, że utknę w tym śniegu i że odnajdą mnie dopiero, kiedy puch stopnieje. Ale i tak moją większą obawą było, że zamkną deli na mojej ulicy i nie będę w stanie kupić sześciopaku piwa. Obie misje zakończyłam sukcesem!

Tylko raz się zirytowałam podczas całej tej akcji Juno, gdy oglądając we wtorek rano wiadomości usłyszałam dziennikarkę zastanawiającą się: „Co zrobić, jeśli utknie się w domu na tyle godzin?”. Hm, nowojorczycy musieli być w domu od 23:00, a rano okazało się, że to dzień jak co dzień, metro zaczęło działać o 11:00. 12h w domu… co robić? Nie wiem, może iść spać, wstać, zjeść śniadanie, a później iść na spacer? Ale to tylko mój szalony pomysł.

Share: