Betonowa dżungla
Czego się spodziewacie po Nowym Jorku? Różnorodności? Nie zdziwiłabym się, gdyby taka właśnie była odpowiedź (podsunięta zresztą przeze mnie, bo to słowo przewija się na Just like New York do znudzenia, niemal jak słowo-klucz do tego miasta). Ale ciekawi mnie, jak wiele bylibyście w stanie „przełknąć”, by żyć w tym mieście. Bo Nowy Jork to nie tylko spacer po piątej alei z latte ze Starbucksa w dłoni. Właściwie – życie w Nowym Jorku nie ma nic wspólnego ze spacerem z kawą po piątej alei. Zamiast tego dostajecie…
Korki, hałas, karetki, wozy strażackie i samochody policyjne na sygnale 24 h na dobę, których dźwięk przyprawia Was o ból głowy.
Tłum w metrze, który w godzinach szczytu sam wpycha Was do wagonu pociągu, a później powoduje, że ledwo oddychacie w tym ścisku.
Chińczycy, którzy zawsze ni z tego niż owego zatrzymują się na środku chodnika, a częściej przy wyjściu z metra, i uderzacie w nich z impetem wylewając przy tym kawę na siebie.
Wszechobecny brud – na ulicach, w deli, w metrze, który powoduje, że przychodzicie do mieszkania i od razu myjecie dokładnie dłonie, a zaraz potem od razu zaczynacie ogarniać swoje mieszkanie – by choć tam było czysto.
Bezdomni, którzy przewalają się nie tylko w metrze, ale i wchodzą do kawiarni, zaczepiając was i prosząc o dolara, wyzwalając w was poczucie winy jeśli tego dolara im nie dacie.
Wydzierające się przez telefon Afroamerykanki, które po raz kolejny udowadniają swoim partnerom, kto tu rządzi.
Amerykańskie dziewczyny, tym razem białe, które pokazują wam, że są górą nad wami – „biednymi imigrantami”, tylko dlatego, że mieszkają na Manhattanie.
Krzyczące nastolatki, które za nic sobie mają współpasażerów w metrze i wieszają się na rurkach do trzymania przerzucając się przy tym wyzwiskami.
Nasi rodacy, których smutne twarze spotkacie wszędzie. Polak zawsze rozpozna Polaka. Przykro czasem patrzeć na te bezpłciowo patrzące przed siebie oczy, które tak naprawdę nie wiedzą po co są w tym kraju.
I gdy zaszywasz się w kawiarni, nagle jesteś świadkiem przemocy. Bezsilnie obserwujesz, gdy potężny Afroamerykanin wpada jak rozjuszony byk na arenę i okłada pięściami swoją kobietę, a ta ląduje na podłodze. Jeden z klientów próbuje przerwać ten atak i obrywa potężny cios w szczękę. Dziewczyna ledwo się podnosi i zamyka w łazience a rozjuszony byk „puszcza wiązankę” i wybiega na ulicę. Przybywa policja, poświęca sprawie tyle czasu ile trwa pytanie: „Czy ktoś chce złożyć skargę?”, i po sekundowej ciszy, także ze strony dziewczyny, opuszcza miejsce zdarzenia. Zostawiając Cię w stanie otępienia i strachu na to co przyniesie kolejna chwila.
Po takich dniach przypominasz sobie słowa znanego wszystkim utworu Jay-Z, swoistego hymnu NY: „Jeśli uda Ci się tu przetrwać, uda Ci się wszędzie”. I wówczas dochodzi do Ciebie, co one tak naprawdę znaczą. Bo NY to właśnie jest „betonowa dżungla”, w której obowiązuje znane od wieków prawo: wygrywa najsilniejszy.