Metropolia NY

Trudno wytłumaczyć ogrom nowojorskiej metropolii komuś, kto nigdy tu nie był. Część ludzi myśli, że NY to wyłącznie Manhattan, a skoro Manhattan, to pewnie wszystko wygląda jak Piąta Aleja, po której spacerowały bohaterki „Seksu w wielkim mieście”. Nic bardziej mylnego. Manhattan to tylko jedna z pięciu dzielnic (zwanych miastami lub okręgami) Nowego Jorku. Pozostałe cztery to: Brooklyn, Queens, Bronks i Staten Island.

Żeby zobrazować Wam jak duża jest to metropolia: Brooklyn zamieszkuje oficjalnie (czyli realnie o wiele więcej – nikt nie wie, ile tak naprawdę mieszka tu nielegalnych imigrantów) ponad 2,5 miliona ludzi – to więcej niż w Paryżu czy w Warszawie, a podobnie jest z Queensem. Manhattan i Bronks to ponad 1,5 milionów ludzi, Staten Island to prawie pół miliona. Pomimo tak dużych liczb przemieszczanie się pomiędzy dzielnicami i ludźmi tam mieszkającymi nie stanowi żadnego problemu, bo Nowy Jork „opleciony” jest metrem, co bardzo ułatwia tutejsze życie (nie dociera ono tylko na Staten Island, gdzie dopłyniecie promem). 

Gdy wypełniacie dokumenty związane z pobytem w NY, odruchowo wpisujecie Nowy York w rubrykę „miasto”, a możecie to zrobić tylko wtedy, gdy zamierzacie mieszkać na Manhattanie (większość by chciała, ale rzeczywistość wygląda nieco inaczej).  

Poszczególne okręgi są bardzo zróżnicowane, więc trudno o jednoznaczną analizę. Manhattan to wyspa, na której mieszkają najzamożniejsi, ale to nieprawda, że musicie zarabiać miliony, by tu mieszkać. Brooklyn i Queens posiadają zakątki mniej i bardziej przyjemne. Samo pochwalenie się mieszkaniem na Brooklynie (Brooklyn to teraz „nowy Manhattan”) nie wystarczy; musicie „przyznać się”, która to część Brooklynu. Jeśli mieszkacie np. na samym jego dole, na Coney Island przy oceanie, to oznacza, że na dolny Manhattan (Downtown) jedziecie ponad godzinę metrem. Jeśli pracujecie na górnym Manhattanie (Uptown) będziecie potrzebowali kolejnej godziny, bo tyle mniej więcej czasu zajmuje podróż przez cały Manhattan. Podsumowując – do pracy jedziecie 2h metrem. Co oznacza, że nie macie się czym chwalić. 

Kluczowym bowiem pytaniem, jakie usłyszycie odnośnie Waszego miejsca zamieszkania jest: a jak to daleko od Manhattanu? Bo to odległość od niego stanowi o atrakcyjności miejsca zamieszkania. 

Ci z Brooklynu powiedzą, że obciachem jest mieszkać na Queensie, ci z Queensu będa mówić, że mieszkanie na Manhattanie to absurd, bo „głośno i drogo”; z kolei ludzie mieszkający na Manhattanie w ogóle nie rozumieją potrzeby mieszkania w innych dzielnicach (ba! często nawet w żadnej z nich nigdy nie byli!), ci ze Staten Island będą chwalić swoją dzielnicę: „bo tu cicho i spokojnie”. A już wszyscy z pewnością orzekną, że nie chcą mieszkać w New Jersey. Prawda jest taka, że każdy chce mieszkać jak najbliżej Manhattanu. To tam znajdują się wszystkie te atrakcje, które znacie z filmów. Ale im bliżej Manhattanu, tym ceny mieszkań stają się coraz bardziej absurdalne. I to od Was i waszego portfela zależy, czy chcecie na mieszkanie wydawać miesięcznie $1000 czy $15000. 

Share: