Krok 50 – Zwolnij (Daga). Detoks od pospiechu
Wlasnie mialam kilka dni wolnego i bylam tak nimi podekscytowana, ze jeszcze zanim nadeszly, codziennie zmienialam zdanie, jak je wykorzystam. I gdy w koncu nadeszly… moje cialo zamarlo. Bylam szalenie zaskoczona ta reakcja, ale moje cialo naprawde zamarlo. Zamiast zrelaksowania, ktorego sie spodziewalam, moje cialo nagle stalo sie napiete. Tak szczerze mowiac, nie pamietam abym kiedykolwiek miala tydzien wolnego tylko dla siebie w NY; to sie jeszcze chyba nie zdarzylo. Wiec gdy w koncu ten czas nadszedl, po prostu zglupialam. Zajelo mi kilka dni, aby tak naprawde zrozumiec swoja reakcje.
Gdy mam kilka dni wolnego (co sie zdarza raz lub dwa razy w roku), to zwykle gdzies wyjezdzam. Co oznacza, ze nadal utrzymuje moj umysl zajęty, skoro wszystkie moje zmysly sa wyostrzone i gotowe na zwiedzanie. Ale tym razem pozostalam w tym samym srodowisku, wiec nie bylam wystawiona na nowe bodźce. Nie zrozumcie mnie zle: mieszkam w NY, wiec codziennie moge doswiadczac czegos nowego, ale jedak pozostalam w tym samym mieszkaniu, korzystalam z tego samego metra, chodzilam do tych samych miejsc i spotykalam sie z tymi samymi ludzmi (codziennie z inna osoba). Wiec tak naprawde nic nowego sie nie wydarzylo. I zdalam sobie sprawe, ze moje cialo nie jest przyzwyczajone do zwolnienia. Zawsze lubilam “szybkie zycie”, lubie byc zajeta i aktywna. Po prostu lubie byc produktywna; zawsze taka bylam. Ale wydawalo mi sie, ze troche sie zmienilam przez ostatni dwa lata, ale najwidoczniej jednak nie bardzo. I to jest cos, co mnie uderzylo w tamtym tygodniu. Nie tylko nadal staram sie byc aktywna, ale chyba jeszcze przyspieszylam, zupelnie tego nie zauwazajac.
Zajelo mi dwa dni, aby zmienic swoje podejscie. Postanowilam, ze zamiast wypelniac zadania z listy, ktora przygotowalam w swojej glowie, po prostu… nie bede nic robila. Wlaczajac to takze nie cwiczenie (a cwicze cztery razy w tygodniu). Po dwoch dniach zauwazylam, ze moje cialo zaczelo odpuszczac, ze napiecie zaczelo malec. Po pieciu dniach tego “detoksu od pospiechu” moje cialo zupelnie sie zrelaksowalo.
Cale to doswiadczenie dalo mi do myslenia. Przez to moje zycie w pospiechu na pewno trace wiele rzeczy po drodze. Ale nie tylko to – wykanczam tez swoje cialo, ktore probuje za mna nadazyc. Oczywiscie to nie znaczy, ze zupelnie przejde teraz w tryb zen, ale cos jednak musi sie zmienic. To nie dlatego, ze ten styl zycia nie uszczesliwia mnie. Nie zylabym w ten sposob, gdyby nie powodowal on usmiechu na mojej twarzy. Cos musi sie zmienic, bo nie sadze, aby normalnym bylo, ze moj umysl caly czas biegnie – lub ze czuje sie winna za kazdym razem, gdy mam chwile “nicnierobienia”. A zawsze tak sie czuje, gdy na chwile odpuszcze. Tak, jestem ambitna i chce osiagnac wielkie rzeczy, ale mysle, ze jest troche inna droga do celu. W koncu zrozumialam, ze dni “nicnierobienia” sa tak samo ważne, jak te produktywne dni, podczas ktorych pracuje po 14 godzin non-stop. Zrozumialam, ze dzien nie powinien byc postrzegany jako “dobry” tylko dlatego, ze byl produktywny. I w koncu mnie oswiecilo – potrzebujemy zarowno tych leniwych, jak i tych produktywnych dni. Oba rodzaje sa tak samo wazne. Nasz umysl nie moze caly czas biec, musi miec chwile oddechu. W przeciwnym razie bedziesz czul wielka pustke w sobie, ktora desperacko bedziesz probowal wypelnic. Nie mozesz jej wypelnic ciagle goniac w prozni. Musisz zwolnic. Ja musze zwolnic. Myslalam, ze ta godzina lub dwie czasami w tygodniu siedzenia w kawiarnii i „nicnierobienia” mi wystarcza, ale okazuje sie, ze nie. To nie znaczy, ze przestane pracowac czy cwicczyc, ale musze sie bardziej zastanowic nad tym, jak moje zycie ma wygladac. A chce, by moje zycie bylo pelne. Poprzez pelne zycie rozumiem życie zbalansowane. Wiem, ze ci wszyscy ludzi sukcesu mowia, aby duzo pracowac, “cisnac”, piac sie do gory, ale wiecie co…? Ja tam wole odbyc nieco dluzsza droge do mojego celu i cieszyc sie nia – niz pozniej paść trupem na mecie.