Dlaczego pójście na randkę graniczy w tym mieście z cudem?

Właśnie ściągnęłam jedną z aplikacji randkowych, bo byłam ciekawa na czym polega i pomyślałam, że nie mam nic do stracenia. Jak się okazuje, mogę także nic nie zyskać, ale zobaczymy. OK, może wyciągam pochopne wnioski, ale już po dwóch tygodniach mam kilka obserwacji i podzielę się nimi z tymi, którzy są już w związki i nie korzystają z takich aplikacji i z tymi, którzy zastanawiają się, czy z tego skorzystać. Tym, którzy są w związkach, ale mimo to korzystają z tych aplikacji, mogę tylko powiedzieć: jesteście loserami i kłamcami, i nie chcę was znać.

Dla tych, którzy nie wiedzą (ja jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziałam) – by być na tej aplikacji wystarczy tylko dwa kliknięcia! Dwa! I otwiera się przed Tobą całe morze facetów. Przynajmniej teoretycznie. Zaczyna się zabawa – przeciągniesz kciukiem w prawo, to znaczy, ze facet Ci się podoba, a jeśli w lewo, to znaczy, że Ci się nie podoba. Jeśli on też przeciągnie w prawo, jesteście połączeni i możecie zacząć rozmowę. Moja aplikacja to Bumble, więc jeśli jesteś kobietą i chcesz, aby do rozmowy doszło, musisz ją sama rozpocząć – facet nie ma tej opcji. Czyli wszystko zależy od kobiety. Dlaczego zdecydowałam się właśnie na tę aplikację…? Bo albo chcesz ze mną rozmawiać albo nie – nie mam zamiaru wyczekiwać. 

Pierwsza obserwacja – o matko, ilu w tym mieście jest przystojnych facetów! Aż trudno uwierzyć. I to jest źródło problemu. Jest ich po prostu zbyt wielu. Skoro jest tu aż tylu świetnie wyglądających mężczyzn (wierzcie mi – ocean!), to musi być taka sama liczba świetnie wyglądających dziewczyn. I tak, tak właśnie jest. I jak tu zdecydować się na jedną?

Moje dotychczasowe doświadczenie wygląda mniej więcej tak. Piszesz do niego, on odpisuje (lub nie), ty odpisujesz, a on może odpisać, ale bardziej prawdopodobne jest, że nie odpisze. Wysyłam pierwszą wiadomość o 22 jednego dnia, on odpisuje o 20 następnego dnia, ja zauważam wiadomość dopiero o 22, ale idę spać, więc nie odpisuję. Robię to następnego dnia o 11, a on może odpisać wieczorem lub następnego dnia, lub w ogóle. Tak zdarzyło się z trzema mężczyznami pod rząd. Średnio jedna wiadomość dziennie (właściwie to jedno zdanie dziennie). Czy to znaczy, że jestem idiotką i nie potrafię zadać ciekawych pytań? Nie, to tylko znaczy, że oni są zbyt leniwi, aby cokolwiek napisać. Dałam mu trochę uwagi i właściwie tylko tyle potrzebował. Teraz sprawdza inne opcje. Zaczęłam myśleć, że to jest to, czego my tu wszyscy potrzebujemy – trochę uwagi, ale też nadal liczne opcje. Kiedy mój kolega zapytał mnie: „Dlaczego nie ściągniesz też innych aplikacji?”, popatrzyłam na niego jak na wariata i krzyknęłam: „Oszalałeś? Kto w ogóle ma na to czas? Ja ledwie jestem w stanie być na aplikacji pół godziny co drugi dzień”. 

Siedziałam dziś w saunie na swojej siłowni i obok mnie siedziały dwie piękne dziewczyny (świetne figury!) i jedna pyta drugą: „To kiedy spotykasz się z tym facetem?”, „Dopiero wczoraj nas połączyło, więc pewnie gdzieś w tygodniu. Ale nie wiem. Łapię się na tym, że ustalam te wszystkie randki, a później i tak na nie nie idę. Jestem zmęczona po pracy, a poza tym…w tym tygodniu padało”. Prawie odwróciłam się do nich i krzyknęłam: „Przybij piątkę!”. Sama nie jestem pewna, czy naprawdę chcę iść na randkę. Wszyscy tu powtarzamy, że chcemy z kimś być, ale… czy aby na pewno? Nie chcemy wykonać żadnej pracy w tym kierunku, nie chcemy włożyć żadnego wysiłku. Myślimy chyba, że to się jakoś magicznie stanie, wiedząc, że to nie na tym polega. A przecież musimy coś w tym kierunku zrobić. Czy zrobimy…? Wątpię. Ale jeszcze się nie poddaję i może sama w końcu włożę w to trochę pracy. W końcu budowanie relacji z drugim człowiekiem to coś więcej niż przeciągnięcie kciukiem w prawo po ekranie smartfona.

Share: