Pracuj, ale nie zapomnij także, aby żyć

W ubiegłym tygodniu miałam wiele rzeczy do zrobienia, więc…postanowiłam pójść do kina. Jest lato, jest strasznie gorąco, i to był pierwszy od dawna deszczowy dzień i poczułam, że chcę iść do kina. Więc poszłam obejrzeć nowego „Króla Lwa” (niestety nic nie poczułam; ale technologia robi wrażenie). To jest coś co zawsze uwielbiałam robić – pójść sama do kina przed południem z kawą w ręku (i dodatkowo odkryłam, że bilety wówczas są tańsze).

Dlaczego o tym piszę? Bo panuje teraz ten trend „aby pchać ile się da”, aby pracować przez 14h, spać wtedy kiedy możesz, nie brać prysznica i „cisnąć”. Eee… Nie. 

Zawsze miałam tę tendencją do „bycia zajętą”, ale w końcu odkryłam, że to nie do końca działa. To „pchanie do przodu” nie do końca nam służy. Nie zrozumcie mnie źle, są tygodnie, miesiące, kiedy jesteśmy super zajęci i musimy bardzo się skupić, ale doprowadzić wszystko do końca.  Sama to przerabiałam i ty pewnie także, ale nie zgodzę się, że to jest jedyna droga, aby osiągnąć coś wartościowego (a na pewno nie jest to droga na lata). 

Wierzę, że nasz ciało jest idealnym przewodnikiem i daje nam wskazówki co do tego co powinniśmy zrobić. Rozmawia z nami i daje sygnał kiedy jest czas, aby zwolnić. Jeśli czujesz się zmęczony, jeśli twoja twarz wygląda na zmęczoną, jeśli nie masz energii to wiesz co? Jesteś po prostu zmęczony i musisz odpocząć. To jest szalenie proste. Możesz oczywiście cisnąć dalej i dojść do swojego limitu, ale pozwól, że Cię zapytam: czy myślisz, że twoje ciało o tym zapomni? Czy myślisz, że gdy tak pchasz do przodu, to twoje ciało nie będzie jakoś przez to naznaczone? Myślisz, że tydzień wypoczynku „po” załatwi sprawę? Wykańczanie swojego ciała (dojście do swojego limitu to jest wykańczanie swojego ciała) będzie miało ogromny wpływ na twoje zdrowie. Dostaniesz pewnie te pieniądze za którymi tak biegłeś (spójrzmy prawdzie w oczy – zwykle chodzi o pieniądze), ale sporą ich sumę wydasz na podreperowanie swojego zdrowia; a nie wszystko można zreperować. I to się tyczy także relacji i emocji, bo „to ciśnięcie” dąży do nadszarpnięcia także i ich. Pójście ponad swój limit ma swoją cenę i gwarantuje Ci, że ją zapłacisz.

Jakie jest więc rozwiązanie? Nie sugeruje Ci wszystkiego odpuścić i codziennie chodzić do kina, ale chcę, abyś zaczął przyglądać się swojemu życiu i zaczął traktować je jako podróż, a nie cel sam w sobie. Dojście do celu to jest cała zabawa. Jeśli nie masz żadnej radości w dążeniu do swojego celu, to nie ma w tym za bardzo sensu. Zawsze żyłam w przyszłości i w końcu przełączyłam się na teraz i biorę dzień za dniem, dopilnowując, że siebie nie wykańczam. Nadal robię swoje rzeczy – piszę, pracuje z ludźmi, nagrywam wideo, edukuje się, ale też chodzę nad rzekę, jeżdżę nad ocean, chodzę do parku (piszę ten post siedząc w Bryant Park), czytam i rozglądam się dookoła. Zanim zaczęłam pisać ten wpis przez godzinę patrzyłam się na ludzi i słuchałam śpiewających aktorów z Broadway’u (akurat trafiłam na darmowy „Broadway w Bryant Park”; szczęściara ze mnie, bo kocham Broadway). Nawet doszłam do tego, że mam dni, w których nic nie planuje (fakt, zwykle i tak coś zrobię, ale nie dlatego, że musze, ale dlatego, że wypoczęłam i chcę). 

Nie każę Wam, oczywiście, robić tych samych rzeczy, ale chciałabym, abyście korzystali z lata i z waszego życia. Nie bądźcie tacy pewni jutra (to nie mówi pesymistka, ale realistka). 

Dojście do celu to wspaniałe uczucie, ale wielokrotnie słyszałam od ludzi (zwłaszcza od Olimpijczyków), że dzień po zdobyciu Złota czuli się niezwykle samotni. Bo nie było już celu i nagle okazywało się, że to było jedyne co mieli w swoim życiu. Po raz kolejny – ciesz się przejażdżką; pracuj, ale w tym samym czasie nie zapominaj też żyć. 

Share: