Mindfulness, czyli pilnowanie własnego interesu
Mindfulness (czyli bycie uważnym) stał się bardzo znanym i szeroko rozpoznawanym terminem na przestrzeni ostatnich kilku lat (może trochę nadużywanym i czasem nawet nierozumianym). W wolnym tłumaczeniu oznacza – zwolnij i rozejrzyj się dookoła.
Wraz z tym terminem rozwinął się cały ruch. Ludzie zaczęli praktykować „wolniejsze życie”, zaczęli odkładać technologię trochę na bok, zwracają uwagę na to co robią, co jedzą, z kim spędzają czas, więcej się ruszają i medytują, aby uspokoić trochę swój umysł. Zaczęli powracać „do korzeni” sprzed czasu, kiedy technologia zawładnęła naszymi umysłami.
Żeby było jasne, aby być „uważnym” wcale nie musisz uprawiać jogi, medytować, czy odbywać inne spirytualistyczne praktyki (najczęściej kojarzone z tym ruchem). Bardziej chodzi w tym o tym, abyś potrafił docenić ten moment, w którym się teraz znajdujesz. Nie musisz być uduchowiony, aby być wdzięczny za to czego doświadczyłeś i za to co masz teraz dookoła siebie. Nazwa trochę wyjaśnia to wszystko – mind = umysł, fullness = pełny; czyli twój umysł powinien stać się pełny, ale tych wartościowych rzeczy. A to się wydarzy tylko wtedy, kiedy zaczniesz przykładać wagę do tego co jest dookoła Ciebie.
Tak jak to powiedziała Pam Denton, moja mentor, mindfulness to pilnowanie własnego interesu (minding your own business). I uważam to za najtrafniejszą definicję.
Cały ten ruch stał się ogromną częścią mojego życia. Zbudowałam swój 8-tygodniowy program na samoświadomości i self-care (czyli trosce o siebie), a to są kluczowe elementy mindfulness. Stałam się bardzo świadoma tego kim jestem i tego co dzieje się dookoła mnie. Zwracam na wszystko uwagę, nie spędzam wiele czasu w mediach społecznościowych (to, że często postuje wcale nie oznacza, że dużo skroluje), medytuje i robię rzeczy, które uwielbiam robić; czyli rzeczy, które odłożyłam na jakiś czas na bok; rzeczy, które kiedyś były ogromną częścią mojego życia, ale o których – w pędzie mojego życia – zapomniałam. Więcej czytam, chodzę na spacery, delektuje się piciem kawy w parku, odkrywam nową muzykę, gotuję. Ale także zapalam co wieczór świeczkę, co mnie uspokaja; zwracam uwagę na innych ludzi; otaczam się pozytywnymi ludźmi; nie jem śmieciowego jedzenia; głębiej oddycham; słucham mojej intuicji i jestem obecna.
Naprawdę myślę, że wszyscy powinniśmy zwolnić i rozejrzeć się dookoła. Spieszymy się, tkwimy w przeszłości, lub uciekamy do przyszłości, zupełnie negując teraźniejszość. Żyjemy jakby „to co najlepsze już było”, albo „to co najlepsze miało dopiero nadejść”. Tak, może miałeś lepsze dni; może rzeczywiście czeka na Ciebie coś lepszego w przyszłości, ale to wcale nie znaczy, że masz zupełnie ignorować to co jest teraz. Dziś jest także godne twojej uwagi i twojego uczucia.
Chciałabym Cię zachęcić do zatrzymania się, do tego, abyś dziś wieczorem usiadł i się zastanowił czego brakuje teraz w twoim życiu? Do czego chciałbyś powrócić? Co przestałeś robić? Dlaczego przestałeś to robić? Spójrz na swoją rutynę. Czy przypadkiem twoje życie nie stało się tylko rutyną? Czy w ogóle dostrzegasz coś poza swoją rutyną? Czy potrafisz zwolnić? Bądź bardziej świadomy tego co się dzieje u Ciebie na co dzień. Zastanów się nad tym, stwórz listę rzeczy, które cię uszczęśliwiają i powodują, że jesteś bardziej obecny. I rób je każdego tygodnia. Na tym właśnie polega mindfulness – na pilnowaniu swojego interesu każdego dnia. Nie dopiero wtedy kiedy zaczniesz tonąć. Zacznij płynąć zanim utoniesz.