Dîner en Blanc

W końcu miałam okazję wziąć udział w wydarzeniu Dîner en Blanc! Kiedy przybyłam do Nowego Jorku sześć lat temu i zobaczyłam zdjęcia ludzi w bieli siedzących przy stołach z kolacją na świeżym powietrzu w różnych miejscach Nowego Jorku, oczywiście chciałam wziąć w tym udział. Nie miałam pojęcia jak trudno jest się tam dostać aż do dnia tego wydarzenia. 

Dîner en Blanc ma swoje korzenie w Paryżu w 1988 a do Nowego Jorku przybył w 2011 (odbywa się już na całym świecie). 

A działa to tak, że…przynosisz wszystko ze sobą. Przynosisz stół, krzesła, jedzenie, nie możesz jedynie przynieść wina, ale możesz je zamówić wcześniej u organizatorów. I na dodatek płacisz $53. Nie miałam pojęcia o tych wszystkich zasadach, więc gdy mój przyjaciel Raj zapytał mnie czy chcę z nim iść wahałam się i po godzinie się zgodziłam. Gdybym miała świadomość, że lista oczekujących wynosi kilka lat krzyknęłabym od razu: OCZYWIŚCIE! Myślałam, że kupujesz bilet i tyle. Nie, umieszczasz swoje nazwisko na liście oczekujących i czekasz…kilka lat. Miałam szczęście, bo chłopak Raj’a był poza miastem a drugiemu koledze coś wypadło. Dzięki, chłopaki!

Z nieba lał się żar tego dnia i nie miałam ochoty pójść (pamiętajcie – nie znałam szczegółów), ale gdy zobowiąże się do czegoś, dotrzymuje słowa. Nie wymiguje się w ostatniej chwili jeśli obiecałam pójść, taką mam ze sobą umowę. 

Dojście do miejsca wydarzenie to doświadczenie samo w sobie. Lokalizacja jest objęta tajemnicą do ostatniej sekundy. Jest wiele różnych grup (skoro w wydarzeniu bierze udział ponad 5000 ludzi!) i spotykają się w różnych miejscach na Manhattanie. Spotkaliśmy się na dole Manhattanu o 17. Podzielili nas na 10-15 osobowe grupy i dali wskazówki co do transportu. Musieliśmy wziąć metro, a później iść przez kolejne 15 minut. Spacer z tym wszystkim był trochę męczący, ale gdy w pewnym momencie dołączyliśmy do innych i stworzyliśmy dużą „białą grupę”, było fajnie. Ludzie zatrzymywali nas i pytali o co właściwie chodzi. 

W tym roku event odbywał się na dole Manhattanu w Rockefeller Park przy rzece Hudson. Przychodzisz, rozstawiasz stolik i krzesła (muszą dotykać stolika sąsiada; nie ma być przerw) i sprawić, ze stolik będzie wyglądał ładnie. Ludzie naprawdę stawali na wysokości zadanie i wpadli na kreatywne sposoby ozdabiania swoich stołów, a także ubrali się w piękne stroje, od razu było wiadomo, kto jest tzw. pro. Wszystko musiało być białe, włączając w to talerze i serwetki. Grał zespół na żywo, była dodatkowa rozrywka i można było chodzić wokół stolików. W tym roku występowali aktorzy z muscialu „Hamilton” i „Kelnerka”!

Jest taki jeden moment, kiedy host rozpoczyna kolację i wszyscy machają serwetkami w powietrzu.

Zaczęliśmy jeść zaraz po przyjściu, bo byliśmy głodni i Raj ugotował moje ulubione hinduskie jedzenie. Skończyliśmy jeść już o 20, kiedy to impreza wchodziła w kolejną fazę. Ale ponieważ burza wisiała nad nami od początku, zaraz po tym jak zjedliśmy Raj zasugerował, abyśmy się zbierali, bo niebo zrobiło się czarne. Mieliśmy rewelacyjny timing, bo złapaliśmy tylko kilka kropli deszczu i udało nam się uciec. Inni nie mieli tyle szczęścia. 

Całe wydarzenie było super. Z pewnością zapiszę się na listę oczekujących i mam nadzieję, że wezmę udział w kolejnej kolacji…za kilka lat.

Zobaczcie moje zdjęcia i moje wideo poniżej. 

Share: