Krok 62 – O co chodzi z medytacją?

Nie wiem jak jest gdzieś indziej, ale tu w Stanach, medytacja stała się bardzo popularna, do tego stopnia, że firmy zatrudniają nauczycieli medytacji, aby prowadzili zajęcia dla pracowników. 

Zanim jednak zacznę, pozwólcie, że rozprawię się z kilkoma mitami. Nie musisz być buddystą, weganinem ani też hippie (lub wszystkimi nimi naraz), aby medytować. Medytacja jest dla wszystkich i może odbywać się różnorako. Nie musisz siedzieć w pozycji lotosu, może się położyć lub być w pozycji embrionalnej. Możesz słuchać medytacji z głosem przewodzącym, możesz słuchać muzyki lub siedzieć w ciszy. Możesz iść na zajęcia z medytacji, możesz siedzieć u siebie w domu, na świeżym powietrzu, w saunie albo z przyjaciółmi. Chodzi w niej tylko o oddychanie i skupienie się na chwili obecnej, bez bycia rozpraszanym przez cokolwiek z zewnątrz. Chodzi o uspokojenie i siebie i swojego umysłu.

Z własnego doświadczenia – 9 miesięcy temu nie byłam w stanie wysiedzieć na tyłku przez 10 minut i medytować. Po prostu nie potrafiłam. Ustawiałam timer a mój mózg szybował we wszystkie możliwe kierunki. Myślałam, że trzeba mieć jakąś specjalną umiejętność by to robić i że albo się z tym urodziłeś, albo nie. I myślałam, że ja z pewnością się z tym nie urodziłam. Ale to zaczęło się zmieniać. 9 miesięcy temu zrezygnowałam z telewizji i internetu w mieszkaniu i zauważyłam, że po dwóch miesiącach zaczęłam się uspokajać. I także zauważyłam, że w końcu byłam w stanie wysiedzieć 10 minut. Mój umysł nadal błądził, ale przynajmniej te 10 min nie wydawały mi się wiecznością. Po kilku tygodniach dodałam 5 min, a później kolejne minuty. 

Dlaczego w ogóle zaczęłam medytować? Wszyscy ludzie których podziwiam medytują i wszyscy jednym chórem mówią, że to przyczyniło się do ich sukcesu. Medytacja ulepszyła ich życie, związki, ich biznes. A ponieważ chcę wszystkich tych rzeczy, więc także zaczęłam medytować. Ale tak jak powiedziałam – początki były bardzo trudne. Tak, zaczęłam medytować regularnie od stycznia, ale miałam wiele prób w ubiegłym roku i za każdym razem poległam. Gdyby nie to, że zmieniłam swoje nawyki (więcej książek i pisania, mniej telewizji i internetu), to nie wiem, czy poradziłabym sobie i tym razem. 

I zauważyłam, że naprawdę się uspokoiłam. Ze względu na mój tryb życia, mój umysł szedł w kilku kierunkach jednocześnie – to się teraz zmieniło. Potrafię się skupić na jednej rzeczy, a nie zajmować się pięcioma rzeczami naraz. Mój umysł wydaje się bardziej przejrzysty, nie ma w nim już tego szumu. Nie zamartwiam się także o jutro, wiem, że wszystko jakoś się rozwiąże. Jestem też bardziej skupiona (a to jest wyczyn). I zaczęłam też inaczej oddychać. 

Teraz medytuję godzinę dziennie. Od lipca medytowałam 45 min, ale zauważyłam, że to już nie wystarczało. Jeśli ominę jakiś dzień (co rzadko się zdarza) to od razu to czuję. Inaczej się zachowuje, jestem trochę inna i czuję, że nie jestem „w pełni naładowana”. Medytuję codziennie o 20, tuż przed snem, więc dzięki temu usypiam bez problemu. To mój nowy nawyk. Budzę się bardziej zrelaksowana, oddychająca głęboko zamiast tego płytkiego oddechu. Co najważniejsze – dzięki temu, w końcu, doceniam daną chwilę. 

I po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że to nie jest tak, że nie byłam w stanie medytować. Medytowanie jest jak mięsień, nad którym trzeba pracować. To nawyk, który każdy może przyswoić. Trzeba to jednak robić regularnie. Rok temu nie byłam w stanie wysiedzieć 5 minut, teraz potrzebuje godziny! Więc po raz kolejny – zanim powiesz „Nie potrafię”, spróbuj. To nie jest żadna czarna magia. Po prostu siedzisz, bez telefonu, bez potrzeby robienia czegokolwiek. Oto twoje zadanie – usiądź, zamknij oczy i nie rób nic. Tylko przez 5 minut. I rób to codziennie przez 8 tygodni (tyle czasu potrzebujesz, aby rozwinąć nowy nawyk). To tylko 5 minut. Tylko tyle. I tylko tyle właśnie potrzebujesz, aby zmienić swoją perspektywę. 

Share: