Brudny sekret Amerykanów
Temat, który chce, poruszyć jest trudny, ale ponieważ naprawdę chcę o tym napisać, postanowiłam zaryzykować.
Mieszkam tu od już prawie pięciu lat – a gdyby połączyć wszystkie moje wcześniejsze przyjazdy, to byłoby to już ponad siedem lat. I mogę wiele powiedzieć o Amerykanach, ale jedna rzecz, która szczególnie rzuca mi się w oczy to… oni naprawde nie lubią bólu. Nie radzą sobie z nim. I próbują go ominąć wszelkimi możliwymi sposobami. Oczywiście, że my wszyscy go nie lubimy, i oczywiście, że wszyscy próbujemy go ominąć, ale my – dzieci ze Wschodniej Europy i dzieci z równie biednych krajów – musieliśmy zmagać się z różnego rodzaju bólem jeszcze zanim dorośliśmy. To oczywiście miało nas przygotować na dorosłe życie, które, jak wiemy, jest wypełnione bólem. Jako dorośli doświadczamy bólu odrzucenia przez partnera, w pracy, przez rówieśników. Nie wszystko przecież idzie zgodnie z tym idealnym planem, który ułożyliśmy w swojej głowie. To się właśnie nazywa życie.
Ale to co zauważyłam tutaj, to że rodzice robią wszystko, by uchronić dziecko przed bólem. Oczywiście, jako rodzic, nie chcesz, aby Twoje dziecko cierpiało, ale to wcale nie znaczy, że masz je posyłać w wieku pięciu lat do psychiatry i przypisywać mu jakieś tabletki. A to jest właśnie to co rodzice robią tutaj. Im bogatsi, tym wcześniej ma to miejsce. Nie jestem przeciwko psychiatrii, ale jestem przeciwklo pigułkom wszelkiego rodzaju. I prawda jest taka, że brudnym sekretem Amerykanów jest fakt, że każdy jest na czymś (naprawdę nie przesadzam). I nie mówię tylko o narkotykach (bo to już nie tylko problem ludzi z większych miast, one są teraz wszędzie), ale o wszelkiego rodzaju lekarstwach, które są tu o wiele większym problemem.
Naprawdę jestem naiwna, bo do tej pory wydawało mi się, że każdy radzi sobie ze stresem lub problemem w ten sam sposób jak ja – popłaczę sobie, będę kilka dni smutna a później zrobię plan, by usunąć „to gówno” z mojej drogi. Ale tutaj nie. Jeśli masz tu problem i idziesz do lekarza, to pierwszą rzeczą, jaką Ci przepisze, będzie Xanax lub coś podobnego. Od razu propobnują Ci antydepresanty. I, oczywiście, czasami naprawdę ich potrzebujesz, ale przecież nie można ich przepisywać na wszystko! Moja koleżanka zerwała z chłopakiem i to właśnie lekarka od razu chciała jej przepisać. Wtf? I dzieci także dostają to samo lekarstwo na wszystko – kolejną pigułkę. Przecież one mają po kilka lat na litość boską! I jaki jest tego rezultat? To buduje bardzo słabe społeczeństwo. Każdy tu jest bardzo wrażliwy. Każdy cierpi na depresję. Depresja to bardzo poważna choroba, ale przecież to niemożliwe, że wszyscy nagle ją mają – i to jeszcze w ostrej postaci. Nie dostali pracy, którą chcieli; chłopak z nimi zerwał; nie zarabiają tyle ile chcieli i od razu mają depresję! To przerażające, że młodzi ludzie zachowują się jakby byli na łożu śmierci. Gdyby znaleźli się w mojej sytuacji – zapieprzającej dzień w dzień imigrantki z Europy Wschodniej – to pewnie popełniliby samobójstwo.
Podobają mi się Amerykańskie chłopaki, choćby ze względu na to, że różnią się od chłopaków z mojego kraju (pierwsze rzeczy, które od razu przychodzą mi do głowy to – nie toną we własnych kompleksach i są bardziej pewni siebie, co naprawdę lubię, plus są przystojni: no wiecie, „Amerykański chłopak”…), ale boję się, że zaczaruje mnie jakiś mężczyzna, który po prostu okaże się „słaby”. Bo to właśnie ten system z nimi robi – każda negatywna emocja ratowana jest pigułką. I przerażające jest to, że oni nawet nie zauważają, że nie potrafią już bez nich funkcjonować. Każda namiastka smutku idzie z jakimś lekarstwem.
Nie uważam to za normalne i jestem zszokowana, że społeczństwo na które tak bardzo się oglądamy z poczuciem niższości, tonie w tym „wolnym od bólu świecie”. Cały system zdrowotny tu jest do bani i dlatego ludzie z nieco bogatszych społeczeństw jak Skandynawowie, Niemcy czy Australijczycy nie chcą się tu osiedlać. Jak tylko zorientują się, jak kiepski jest ten system, czym prędzej uciekają. Ale większość nas, imigrantów, zostanie tu wierząc w ten Amerykański Sen. I wierzę, że wielu z nas on się naprawdę spełni i jednym z tego powodów jest właśnie fakt, że dojrzewaliśmy w bólu i nie boimy się z nim zmierzyć. Przechodzimy przez wiele tu, aby dojść tam gdzie chcemy. A to podstawowa cecha, aby zbudować prawdziwe życie, które na pewno nie jest wolne od bólu. Amerykanie potrzebują przebudzenia, ale obawiam się, że jeszcze nie wynaleziono pigułki, która mogłaby je im zapewnić.