Karta Nowojorczyka (NY ID CARD)

Nowy Jork, jak i cale Stany Zjednoczone, to miejsce wielu paradoksow. Jest to zwlaszcza widoczne w tzw. sytuacjach oficjalnych. W ubieglym roku burmistrz Nowego Jorku, De Blassio, wpadl na pomysl by wprowadzić tzw. Karte Nowojorczyka (przeznaczona dla wszystkich nowojorczykow, ale ci, ktorzy tak naprawde na tym zyskują, to nielegalni imigranci, ktorzy czesto nie moga dostac dowodu tozsamosci w USA). Zeby bylo zabawniej, aby ja dostac nie musisz nawet byc tu legalnie. 

Mozecie dostac kartę w wielu miejscach w NY. Tak latwo ja dostac, ze… zajelo mi to całych 9 miesiecy (ale to temat na kolejny wpis). Najważniejsze, ze w ubieglym miesiacu w koncu zaaplikowalam (wystarczy wejsc na strone http://www1.nyc.gov/site/idnyc/index.page). Wypelnienie apllikacji zajelo kilka minut, ustalilam wygodna dla mnie date i godzine (mozecie wybrac rame czasowa  od poniedzialku do piatku, od 8 rano do 17:20) i kilka dni pozniej udalam sie do biblioteki na Manhattanie (na 40 ulicy I 5 aleji, ta lokalizacja najbardziej mi pasowala).

Gdy Karta Nowojorczyka po raz pierwszy została wprowadzona, na spotkanie czekalo sie pare miesięcy; obecnie zały proces zajmuje kilka dni. Bylam umowiona na 17:20. Bylo 15 minutowe opoznienie, wiec weszlam o 17:35 i o 17:40 bylo juz po wszystkim. Potwierdzasz swoj adres, a takze podane w aplikacji informacje (wzrost, kolor oczu, adres itd.), usmiechasz sie do niewidzialnego aparatu, ktory robi ci zdjecie i uzyskujesz informacje, ze twoj dokument przyjdzie za dwa tygodnie. 

Dlaczego wspomnialam o paradoksach? Dotarlam tam juz o 17, wiec mialam troche czasu, aby poobserwowac ludzi i podsluchac kilka rozmow. Starajacych sie o karte bylo ok. piętnaście osób. Jedna Japonka nijak nie mowila po angielsku, wiec poproszono ja, aby zaczekala i wezwano tlumacza. Biedna chodzila tam i z powrotem, na zmiane siadala i wstawala nie bardzo wiedzac, co ma robic. W pewnym moencie pomyslala najwyraźniej, ze nic z tego i zaczela wychodzic, wiec zaczeto za nia krzyczec, aby wrocila. A mnie w glowie kolatalo: jak ty kobieto sobie tutaj radzisz? Inna para przyszla z wlasnym tlumaczem, ktory wypelnil aplikacje za nich. Nie sadze, ze w ogole mowili po angielsku. Jedna kobieta mowila po angielsku, ale na wszelki wypadek przyszla z kolega, ktory mowil troche lepiej, niz ona. Miala jakies problemy z dokumentami, wiec debatowano, czy dokumenty sie nadaja, czy nie – w koncu ustalono, ze sie nadaja. Jeden Amerykanin przyszedl po “odbior” karty, a tak naprawde to okazalo sie, ze przyszedl zaaplikowac (juz mial umowione spotkanie). Jedna Amerykanka klocila sie, ze ma umowione spotkanie. Miala, ale i tak musiala zaczekac. I przez ten caly czas jedna rzecz chodzila mi po glowie – podziwiam ludzi, ktorzy tu pracuja. Nie tylko musza miec ogromne zdolnosci komunikacyjne, ale takze musza miec w sobie duzo empatii I przede wszystkim cierpliwosci. Jak to jest mozliwe, ze mozesz dostac tutejszy dokument tozsamosci bez legalnego pobytu i bez znajomosci jezyka angielskiego? To wlasnie nazywam Amerykanskim Snem. A takze paradoksem. 

Share: