Krok 20 – Czy możesz nie pić alkoholu i nie jeść sera i nadal być szczęśliwym?
Zdaje sobie sprawę, że to dziwne pytanie, ale – żeby było zabawniej – myślę, że większość z Was odpowiedziałaby: „Nie”. A ja chcę Wam powiedzieć, że prawdopodobnie nie macie racji. Dlaczego pytam o alkohol? Bo alkohol to najczęściej wymieniana rzecz, bez której ludzie myślą, że nie mogliby żyć. A czy w ogóle próbowaliście? Nie przez tydzień czy dwa, ale przez dłuższy okres czasu? Bo ja tak, w 2015, : po tym, jak w 2014 roku trochę przesadziłam na imprezie świątecznej, obudziłam się z kacem i pomyślałam: „Jesteś już po 30tce, a nic nie mądrzejesz”. I wtedy postanowiłam, że nie dotknę alkoholu przez pół roku. Co nie było najmądrzejszą decyzją, bo niepicie alkoholu w trakcie lata w NYC nie jest generalnie najmądrzejszą decyzją. W tym czasie wypiłam tylko jedno piwo i dałam sobie pozwolenie na alkohol w dzień moich urodzin.
Nie było to najłatwiejsze doświadczenie, ale też nie było tak trudne jak myślałam, że będzie. Co ciekawe – po tych sześciu miesiącach alkohol przestał być już taką przyjemnością. Kiedyś piłam dwa razy w tygodniu (nigdy nie piłam dużo), czasem trzy razy, a tu nagle zauważyłam, że piję raz na dwa tygodnie. Później zauważyłam, że piję raz na 3 tygodnie, a teraz zwykle piję 2 drinki w miesiącu i czasem nawet nie jestem w stanie ich skończyć. Alkohol po prostu przestał mi smakować. Od 2 lat nie miałam kaca i tylko raz byłam podchmielona w tym czasie.
I to wcale nie jest tak, że zmuszam się do unikania alkoholu; po prostu nie mam żadnej potrzeby, by się go napić. To nie jest tak, że w ogóle nie piję (nawet dziś idę oglądać Super Bowl i wiem, że wypiję co najmniej jednego drinka), ale nigdy nie piję więcej, niż 2 drinki. Moje ciało po prostu nie chce więcej, nie potrzebuje więcej. Chcę przez to powiedzieć mniej więcej tyle: myślicie, że nie jesteście w stanie czegoś zmienić tylko dlatego, że robiliście to przez długi okres czasu. A ja chciałabym, abyście zrozumieli, że tylko dlatego, że robiliście coś przez długi okres czasu, wcale nie oznacza, że musicie nadal to robić. I nie mówcie: „To jest to, kim jestem”, bo to nieprawda. To jest to, czym zdecydowaliście się być.
Zawsze możecie się zmienić, to tylko kwestia decyzji, poparta działaniem. Ci, którzy mówią: „Nie mogę żyć bez alkoholu”, tak naprawdę mówią: „Nie chcę żyć bez alkoholu”. Nie mylcie swojej woli z ze swoimi możliwościami. Pytanie raczej brzmi – co alkohol Wam daje? Dlaczego tak bardzo go potrzebujecie? Ale to już Wy sami musicie stawić czoła temu pytaniu. Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem przeciwko alkoholowi, sama raz na jakiś czas będę się cieszyła swoją whisky, ale nie jest już ona czymś niezbędnym w moim życiu. Po prostu znajduję przyjemność w czymś innym.
A dlaczego wspomniałam o serze? Bo to kolejna rzecz, którą ludzie wymieniają jako tą, bez której nie mogą żyć. A to jest dokładnie ten sam wzór. Kiedy już zaczniesz odżywiać się trochę inaczej, jeść zdrowiej, ser nie przyniesie Ci już takiej przyjemności, jak kiedyś. Wypróbowałam to na samej sobie. Oczywiście zjem pizzę czy burgera z serem raz na jakiś czas, ale to po prostu już nigdy nie jest aż taka przyjemność, jak kiedyś. Więcej radości przynosi mi teraz smoothie! I to samo tyczy się słodyczy, makaronu, chleba, kawy. Wiem, że gdybym naprawdę chciała rzucić te rzeczy, to zrobiłabym to. Ale z jakiegoś powodu nie chcę, a może moje uzależnienie od nich jest zbyt silne. Tak samo, jak jest powód dla którego Wy nie chcecie zrezygnować z alkoholu.
A tak z ciekawych obserwacji – uwielbiam, gdy ludzie mówią: „On/ona pije tak dużo, pewnie już jest alkoholikiem, mam nadzieję, że coś z tym zrobi” nie zauważając, że sami piją właśnie kończą czwartego drinka. Naprawdę? Naprawdę nie zauważasz pewnego wzorca i uważasz, że to jest normalne pić co drugi dzień? Ja nazywam to podwójnym standardem, a ty nazwij to tak jak chcesz, tak jak będzie Ci pasowało. Ale pamiętaj – tylko dlatego, że coś Ci pasuje, wcale nie znaczy, że jest prawdą.