Jerry Seinfeld i Margaret Cho na żywo – marzenia się spełniają

W ubiegły czwartek doświadczyłam czegoś niezwykłego. Ponieważ jeden z moich kolegów, Brian, wiedział, że jestem ogromną fanką Jerry’ego Seinfelda (chyba najbardziej znanego komika w Stanach Zjednoczonych, twórcy serialu „Seinfeld”) i że jednym z moich największych marzeń jest zobaczyć go na żywo, zaprosił mnie na specjalny występ odbywający się w klubie Stress Factory Comedy Club w New Jersey. Występ o tyle był wyjątkowy, że był konsekwencją porażki Margaret Cho, która narobiła wiele szumu w mediach. Popularna Margaret Cho – Koreanka, pierwsza Azjatka, która dostała swój własny show w amerykańskiej telewizji 20 lat temu – spieprzyła, co tu dużo mówić, swój poprzedni show w tymże klubie (zmęczenie połączone z Bóg wie czym jeszcze). Artystka postanowiła wrócić tam, przeprosić widownię i przeprowadzić dyskusję na temat tego, co zaszło. Jerry Seinfeld, który obecnie ma swój show „Comedians in cars getting coffee”, gdzie prowadzi rozmowy głównie z komikami (choć z prezydentem Obamą też), dowiedziawszy się o tym postanowił nagrać planowany odcinek z Margaret właśnie w tym klubie. 

Miałam ten zaszczyt znaleźć się w grupce może 20 tych zawiedzionych ludzi uczestniczących w tej dyskusji. Najpierw musiałam podpisać stosowne papiery, że zgadzam się być filmowana (oczywiście, że się zgadzam…), a później zrobiono mi zdjęcie z jakimś numerkiem (jestem na tyle próżna, że niemalże poprosiłam panią, aby mi pokazała jak na nim wyszłam). Na samym nagraniu wszyscy siedzieliśmy przy scenie, a ja siedziałam tak blisko Jerry’ego, że gdybym mnie ktoś popchał to mogłabym go pocałować. Bardzo chciałabym, aby moja twarz znalazła się w tym odcinku (mam nadzieję, że kamerzysta był hetero). Nie, nic nie powiedziałam, ale siedziałam obok kogoś kto mówił! 

Podczas dyskusji Margaret przeprosiła publiczność, a ci bardziej niż złość, wyrazili swoją troskę o nią. Najciekawsza sentencja według mnie padła z ust Jerry’ego, który powiedział, że nikt nie ma prawa zabronić artyście poruszać jakiejś kwestii na scenie. Możecie się z tym nie zgadzać, może się to Wam nie podobać, możecie wyjść, ale nie możecie powiedzieć: „Nie masz prawa o tym mówić”, co zdarzyło się podczas tej feralnej nocy. To wy nie macie prawa nakazywać artyście o czym ma być jego show. Gdyby artyści słuchali „opinii publicznej”, większość najznakomitszych dzieł nigdy nie powstałaby. 

Po dyskusji weszla publiczność i najpierw Jerry wykonał swój stand up, później na scenę wyszła Margaret. Ale i tak nie to było najbardziej niezwykłe w całym tym wieczorze. Najbardziej niezwykła była postawa Margaret. Artystka, która poległa za pierwszym razem, postanowiła wrócić i stawić czoło tam, gdzie zawiodła. Mogła przecież powiedzieć: „Pieprzę to, to „tylko klub w New Jersey”, ludzie zapomną,  prasa też zapomni”. Ale nie: popełniła błąd, przyznała się do niego i postanowiła go naprawić. I właśnie za to ją podziwiam. Bo błędy popełniają wszyscy, a my uwielbiamy za nie oceniać ludzi, podejrzewam, że chyba nawet mamy jakiś radar do wyłapywania potknięć innych („Ja nigdy czegoś takiego nie zrobiłabym”!!!), zupełnie zapominając, że my też nie jesteśmy bez winy (dziwnym trafem mamy amnezję jeśli chodzi o niektóre nasze wstydliwe decyzje czy zachowania). Sukces to podnieść się po porażce i walczyć dalej. I to jest największa lekcja jaką zapamiętałam z tej nocy. Margaret zyskała nową fankę.

Ps. A Jerry był taki jak zawsze sobie wyobrażałam. Nie przestawałam się śmiać. Wspaniale było zetknąć się z legendą, bo tym właśnie dla mnie jest. Po prostu wspaniale jest spełniać swoje marzenia. I tego i Wam życzę.

Dziękuję Brian!

Share: