„Ale tak szczerze: Dlaczego nie masz chłopaka?”

„Ale tak szczerze: Dlaczego nie masz chłopaka/męża?” to wracające jak bumerang pytanie, którego, podobnie jak bohaterka mojego poprzedniego posta, nie rozumiem.

Po pierwsze – co to za pytanie? Rodzimy się z chłopakiem przy boku i wszyscy są w szoku, że on odpada po jakimś czasie? Czy może nabywa się go podczas szkolnych lat, jak wiedzę, on nagle znika i wszyscy panikują? 

Ja nie chodzę i nie pytam wszystkich: dlaczego nie masz przy sobie kosiarki do trawy? Albo: dlaczego nie chodzisz cały rok z choinką pod pachą? Te pytania prezentują dla mnie podobny poziom sensu.

Mam kilka koleżanek w moim wieku, które są singielkami. Czy nie lubimy mężczyzn? O nie, wręcz przeciwnie, lubimy, nawet bardzo. Boimy się zaangażowania? Nie, już nie, bo wiemy, że jeśli trafimy na dupka, to będziemy w stanie szybko mu podziękować. To może jesteśmy zbyt egoistyczne? Może trochę, bo w końcu wiemy czego chcemy, ale nie bardziej niż wszyscy inni – na pewno nie do tego stopnia, by odrzucić wartościowego faceta. (Zarzut o egoizm skierowany do singli jest dla mnie zawsze najzabawniejszy, bo przecież wszyscy ci, którzy są w związkach robią to „dla większego dobra”, „to jest takie szczodre”). 

Jesteśmy same zwykle już od kilku lat (od kiedy mózg w końcu zaczął działać i zaczęłyśmy mówić: „Nie” tym, którym powinnyśmy były tak powiedzieć wcześniej), ciężko pracujemy na to co mamy, każda z nas ma dobrą pracę, radzimy sobie i wspieramy się nawzajem. Co rusz pojawia się jakiś facet, ale wprowadza głównie zamieszanie, bo „on nie wie czego chce”; „bo praca”; „bo wyjazd”; czyli „bo tzw. bullshit”. Za stare jesteśmy na porywy serca i zachwyty nad pierwszym lepszym, który zwróci na nas uwagę (dlaczego miałby nie zwrócić?). Przeszłyśmy (same!)  bardzo długą i trudną drogę by dojść tu gdzie jesteśmy, więc dlaczego mamy brać, co popadnie? To, czego potrzebujemy to inspiracja, wsparcie i mocne męskie ramię; jeśli ktoś taki się pojawi to wierzcie nam – nie powiemy nie.

Mnie osobiście w rezygnacji z mojego statusu niezbyt pomaga fakt, że mieszkam w NY, mieście, gdzie jakaś nadrzędna siła wysyła wszystkich przystojnych facetów z całego świata. Mam zdecydować się na jednego? Może za rok. Może za dwa.

Ale tak szczerze: Obiecujecie, że jak już go kiedyś w końcu znajdę to będę jeszcze bardziej szczęśliwa?

Share: