Pierwszy rok imigranta

Pozbądźcie się w końcu mitu, że Nowy Jork wita każdego z otwartymi ramionami i pozwala spełnić amerykański sen w kilka sekund. Pierwszy rok jest brutalny i u każdego imigranta przybywającego do NY przebiega niemalże identycznie.

1.       Pierwsze tygodnie spędza się na kanapie u „znajomych”, których tak naprawdę tak dobrze nie znaliśmy, ale teraz nazywamy ich „friends”. Cieszysz się, bo dopiero zaczynasz szukać pracy (stres, stres, duża dawka stresu) i każdy dolar z tych $400, które przywiozłeś, jest naprawdę na wagę złota.

2.       Po tych pierwszych tygodniach znajomi mają Was już trochę dość, więc orientujecie się, że zbliża się ten czas, gdy wasze „szukanie mieszkania od miesiąca” musi przynieść owoce. Orientujesz się także, że mimo dyplomu magistra w kieszeni, szczerze marzysz o pracy na zmywaku. Nie pytają o wiele, dostajesz kasę co tydzień, wystarczy na jakiś skromny pokój i przeżycie. Praca sprzedawcy w sklepie to jak „dreams come true”; ku swojemu zaskoczeniu zaczynasz się o nią modlić.

3.       Przeprowadzasz się w skrajnie trudne warunki. Śpisz na materacu w środkowym przechodnim pokoju subwayowego mieszkania (to takie podłużne mieszkania, w których aby dostać się do ostatniego pokoju, trzeba przejść przez łazienkę, kuchnię i dwa inne pokoje). Kuchnia nie zachęca nawet do zrobienia kanapki, więc udajesz, że jej nie masz. Prysznic bierzesz, ale zaraz po nim zastanawiasz się, czy nie byłeś bardziej czysty przed. Po kilku miesiącach przywykasz i myślisz, że żyjesz w „normalnych warunkach”.  A, i dostajesz pracę w kawiarni. Trochę przykro, że musisz wstawać ok. 5 rano, aby dojechać (przecież podróż metrem zajmuje Ci ponad godzinę), ale kupujesz budzik za $5 i codziennie o 20:00, godzinę przed pójściem spać, nastawiasz go od nowa.

4.       Wtedy następuje kolejna przeprowadzka. Musi nastąpić, choć byłeś zapewniany, że możesz mieszkać w tym mieszkaniu. Pojawi się najemca (landlord), który podwyższy czynsz; przyjedzie daleki kuzyn jednego ze współlokatorów; tak naprawdę okazuje się, że wszyscy mieszkali tam nielegalnie. Powodów może być tysiące, i zwykle jest. Ponieważ praca w kawiarni przynosi jakieś tam pieniądze, wiesz że możesz nawet wynająć sam pokój, przez który nie będą przechodzić kolejni współlokatorzy wracający z imprezy godzinę przed tym jak ty musisz wstać do pracy. 

I tak mija rok, a ty codziennie wstajesz i przysypiając w metrze w drodze do pracy wierzysz, że kiedyś będzie inaczej. I właśnie w tym momencie to selfie z Lower East Side, które zapostowałeś na fejsie tydzień wcześniej (kiedy czułeś się naprawdę super), nagle dostaje lajka od licealnej psiapsióły z Polski i komentarz: „Totalna zazdrość… Ty to masz życie…”. Patrzysz na komentarz, uśmiechasz się ironicznie i mówisz pod nosem: „Nie masz pojęcia, kochana”.

Share: