Małżeństwu z rozsądku, Ashley mówi nie
Mam 33 lata i według „normalnych” standardów już powinnam być mężatką z co najmniej jednym dzieckiem. A gdybym była bezdzietną żoną, to powinnam zacząć się martwić, czy aby nie jest dla mnie za późno na dzieci. A ja nie tylko jestem singielką, ale i póki co nie myślę o dzieciach. Czy wierzę w małżeństwo? Nie bardzo, zwłaszcza bazując na swych obserwacjach. Ostatnia afera ze stroną Ashleymadison.com tylko potwierdziła moje obawy co do ślubnej przysięgi. Dla niewtajemniczonych – jest to strona dla niezadowolonych z życia małżonków, przeznaczona stricte do zdrady. Witryna została zhakowana i wykradziono dane wszystkich zdradzających (jeśli pytacie, to byłam pierwszą zwolenniczką ujawnienia pełnej listy nazwisk). W całych Stanach się zagotowało, zwłaszcza, że ujawniono, że tylko 3 kody pocztowe w całych Stanach Zjednoczonych (w tym dwa na Alasce!) nie znalazły się na tej liście! 3 kody na całe Stany Zjednoczone! Nie da się ukryć, że są dwa główne wnioski po tej aferze – po pierwsze , jakby nie było, cała sprawa przedstawia Amerykanów jako hipokrytów, bo oni wiecznie mówią o rodzinie i o tym jak jest ważna, a jak widać są ważniejsze sprawy od niej; po drugie, że zawarcie przysięgi tak naprawdę niewiele znaczy. Nowa przysięga powinna brzmieć: „I cię nie opuszczę aż do momentu pojawienia się nowej kochanki/a”. Kobiety też zdradzają, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to mężczyźni wiodą tu prym. Wystarczy, że jakaś młoda siksa zakręci się obok mówiąc: „Jesteś świetny” i „taki przystojny”, i „tak dobry w tym co robisz”, a on (jak zwykle niedowartościowany) w mig zapomina o żonie, która po powrocie do domu znowu poprosi go o naprawienie tej szafki, a przecież obiecał naprawić! Pół roku temu.
Niedawno siedziałam z moją przyjaciółką w barze. Zagadało nas dwóch mężczyzn, jeden ostentacyjnie pokazał od razu obrączkę na palcu, ale zupełnie nie przeszkadzało mu to w tym, by 40 minut później zadeklarować, że wprawdzie miał iść do domu, ale jeśli poszłabym do jego kolegi mieszkania w Tribece, to on też poszedłby. Mój mózg działa, więc powiedziałam: „Nie”, ale to nie przeszkadzało mu w chwyceniu mnie i pocałowaniu! Po czym pożegnał się i wrócił do domu, do żony, której zapewne powiedział, że „wraz z kolegą wypił kilka whisky w (męskim oczywiście) whisky barze”. Kolejny, żonaty oczywiście, przez kilka miesięcy prosił mnie o numer i „wyjście na kawę”, choć jego zdjęcie profilowe na facebooku to nowonarodzone dziecko (nie, nie rozstał się z żoną). Takich przykładów mam jeszcze masę. Może kiedyś uwierzę w instytucję małżeństwa, ale mężczyźni muszą mi w tym trochę pomóc.