Czarno-białe, czyli co rasa ma z tym wspólnego

Nie tak dawno pisałam na Just Like NY o poprawności politycznej i o tym jak lepiej zamknąć się niż powiedzieć o kilka słów za dużo. Zapewne wielu z Was zastanawia się jak tak naprawdę jest tu z tym rasizmem. Otóż on jest i nie ma co udawać, że nie istnieje. Najbardziej odczuwalny jest chyba na linii biali – czarni, co nie jest tak zaskakujące biorąc pod uwagę historię i wciąż odczuwalne rany ze strony czarnoskórej społeczności. Ostatnie rozdanie Nagród Emmys tyllko to potwierdziła. Ilekroć zwyciężała czarnoskóra aktorka została podnoszona kwestia rasowa. Pięknie podsumowała to aktorka Viola Davis odbierając swoją Emmy mówiąc, że: „To co różni białych i czarnych to „możliwości”(„opportunities”), które się im daje”. I na pewno coś jest na rzeczy.

Za każdym razem, gdy dochodzi tu do jakiejś zbrodni na czarnoskórym obywatelu podnoszą sie głosy i na ulice wylęgają ludzie protestujący i podkreślający, że „Black life matters” (czyli, „Życie czarnoskórych się liczy”). W drugą stronę to się nie odbywa. Nie spotkałam się z protestem ze strony białych, gdy zbrodni dokonała czarnoskóra osoba. Myślę, że biali wolą się nie wychylać, bo i tak wiedzą, że na tyle narozrabiali w przeszłości, że cokolwiek powiedzą i tak nie będą mieli szans. Jakkolwiek by się próbowało podejść do całego konfliktu, to sprawa jest na tyle delikatna i trudna, że zwykle urazi się którąś ze stron. Dlatego każdy 8 razy zastanowi się zanim coś powie. Raz zdarzyło mi się, że karta rasy została wyciągnięta przeciwko mnie, gdy oskarżyłam czarnoskórego mężczyznę o kradzież gazety (regularnie podkradał New York Timesa, którego chciałam – za darmo – czytać w pewnej kawiarnii) to naskoczył na mnie, że „nazywam go złodziejem, bo jest czarny”. Powiedziałam mu, aby nie „szedł tą drogą”, bo wie, że jedna rzecz nie ma z drugą nic wspólnego i (pomijam fakt, że był trochę szalony). Ostatnio też byłam świadkiem w restauracji, gdy czarnoskóra kelnerka powiedziała do Azjatki, że nie do końca rozumie co tamta powiedziała, więc Azjatka pobiegła do menedżera skarżąc się, że kelnerka jest rasistką, bo powiedziała, że „nie rozumie jej języka”. 

Życie w tak kosmopolitycznym mieście jak Nowy Jork wymaga pozbycia się całego wachlarza stereotypów, którymi nasiąkliśmy we własnym kraju (co nie jest takie proste, ale im dłużej się tu mieszka tym bardziej naturalnie przychodzi). To co mi się nie podoba to zupełnie bezpodstawne wyciąganie argumentu rasy, gdy sprawa dotyczy zupełnie czegoś innego.

Share: