Spotkamy się na Bumble

Ostatnio staliśmy ze znajomymi w zaprzyjaźnionym barze i zaczęliśmy plotkować o pewnym chłopaku, którego często tam widujemy. To przystojny, niewinnie wyglądający Amerykanin około trzydziestki, który co rusz przychodzi z inną dziewczyną. Kilka razy widzieliśmy go z tą samą (czule się obejmowali), co niestety chyba oznacza, że dziewczyna nie wie, że jest robiona w balona. Gdy przychodzi sam, nie odrywa się od telefonu, cały czas z kimś tekstuje i zwykle to oznacza, że zaraz dołączy do niego jakaś nowa zdobycz. Zgodnie stwierdziliśmy, że na pewno jest na jakiejś aplikacji randkowej, bo ich popularność w NY sięga teraz zenitu. Obstawiałam Tinder, czyli najpopularniejszą z nich (wynajduje dla Was ciekawe osoby niedaleko miejsca, w którym aktualnie jesteście: jedno kliknięcie i za kilka minut już możecie się spotkać).

I gdy tak rozmawialiśmy, do rozmowy wtrącił się chłopak (jakieś 22 lata) siedzący obok: „Albo jest na kilku naraz. Może jest na Bumble”. 

Ja: Na czym…? 

On: No to taka aplikacja, gdzie to dziewczyny wybierają chłopaków. 

Ja: Pewnie dlatego o niej nie słyszałam… 

On: Ale ona jest świetna! To dziewczyna decyduje, czy spotka się z chłopakiem. Aplikacja „łączy nas” i teraz ona ma 24h na to, aby odpowiedzieć, czy jest zainteresowana. Uwielbiam tę aplikację, bo ona pozbawia faceta całej tej presji. No i też wiesz, że gdy ona powie:”Tak”, to naprawdę tak myśli, bo miała wybór spośród innych facetów i czas, aby o tym pomyśleć, i wybrała Ciebie. Nie kliknęła na Ciebie przypadkowo, czyli naprawdę się jej podobasz! Rewelacja! 

Hmm, pomyślałam: więc nie tylko chłopaki chcą mieć możliwość, by co kilka dni zmieniać dziewczyny, ale równocześnie nie chcą czuć presji odtrącenia. Tak, zapomniałam – ego musi zostać dokarmione i pozostać niezagrożone. 

Mój nowy kolega nagle podał swój telefon mojemu koledze i powiedział: „Zrób mi zdjęcie”, po czym przygarnął mnie do siebie, przytulił głowę do mojej, a ja stałam oniemiała i zaczęłam się śmiać. Mój kolega, równie oniemiały, zrobił nam zdjęcie. Zdjęcie wyszło nienajgorzej (mówię o sobie, bo nawet nie popatrzyłam na jego twarz, wiadomo) i powiedział: „Ha! Pokaże im tym zdjęciem! Mam nowe zdjęcie profilowe!”. Nie chciałam go rozczarować, że cuda mogą się nie wydarzyć po tym jak je wrzuci, więc tylko się uśmiechnęłam i życzyłam mu powodzenia. 

Póki co, nie ciągnie mnie do aplikacji z jednego prostego powodu: to szalenie czasochłonne, a biorąc pod uwagę, jak wielki wachlarz wyboru mają nowojorscy faceci, szansa, że nie skończy się to jak z tym chłopakiem, którego opisałam, są minimalne.

Ale kto wie, może któregoś dnia…

Share: