Dad Bod, czyli po prostu bullshit
Pisałam już na Just Like NY o tym, że nowojorczycy dbają o swój wygląd – regularnie chodzą na siłownię i uważają na to, co jedzą. Każdy chce pozostać „w formie”, bo i też nie bardzo mają wyjście – większość ludzi na Manhattanie jest w formie. Więc gdy słyszę, że tzw. dad bod jest teraz w modzie, jest mi słabo. Co to jest „dad bod”? To ciało przypominające ciało „taty”, czyli w tłumaczeniu – ciało z brzuszkiem.
Jak dla mnie to kolejna wymówka mężczyzn, aby nie robić nic. Prawda jest taka, że twoje ciało w dużej mierze mówi o tym, w jakim stanie teraz jesteś. Jeśli przestajesz mieścić się w swoje ciuchy i ledwo rozpoznajesz swoją twarz w lustrze, oznacza to, że coś niedobrego dzieje się w twoim życiu – któraś z jego sfer wymknęła się spod kontroli. Jeśli ćwiczysz, masz werwę, zaczynasz wyglądać coraz lepiej, a to odbija się na energii, którą emanujesz. Ta energia, w połączeniu z uśmiechem, który nagle cały czas gości na twojej twarzy, przyciąga ludzi. Wszyscy zaczynają komplementować Cię i pytać: „Jak to zrobiłeś?”.
Tak się składa, że nie wierzę ludziom z nadwagą, którzy mówią, że czują się dobrze w swoim ciele. Sama swojego czasu przytyłam 8kg i nagle moje ciuchy były o dwa-trzy rozmiary większe, a moja twarz przypominała księżyc w pełni. Na tyle doskonale pamiętam to uczucie, i jeszcze bardziej pamiętam jak bardzo to wpłynęło na moje życie, że zrobię wszystko, aby do tego ponownie nie doprowadzić. Nagle zaczynasz być jednym wielkim kłębkiem kompleksów, który odbija się na relacjach z ludźmi, a zwłaszcza z płcią przeciwną. Tłumaczenie sobie, że „jest ci z tym dobrze” to kłamstwo, które sprzedajesz sam sobie, by usprawiedliwić własne lenistwo.
Czy bycie w formie to łatwa rzecz? Hell, no! To wymaga dużo samozaparcia i dobrej organizacji. I wymaga także robienia sobie zdjęcia w majtkach co jakiś czas, by przypomnieć sobie dlaczego to robisz (nic bardziej nie motywuje do ćwiczenia niż zobaczenie siebie w bieliźnie, moja rada – uśmiechnijcie się robiąc sobie to zdjęcie, bo widok będzie wystarczająco przygnębiający). Jednym słowem – to cholernie trudne. Jasne, są tacy, którym podoba się nadmiar ciała. I bardzo dobrze, wiele ludzi to lubi (ja raczej do tego kręgu nie należę). Tylko nie mówcie mi, że na pewno nie chcieilbyście nosić rozmiaru S, bo ja wtedy powiem, że to bullshit. Twierdzicie, że pomimo nadwagi jesteście super wydajni i uśmiechnięci? Świetnie! Wyobraźcie sobie, czego moglibyście dokonać, gdybyście odpowiednio zadbali o siebie. Inną kwestią jest, że im bardziej Wasza waga będzie szła w górę, tym bardziej Wasze zdrowie będzie szło w dół, a tym szkodzicie nie tylko sobie, ale i Waszej rodzinie, która niedługo także będzie musiała się z tym borykać.
Jeśli mi nie wierzycie to spróbujcie przez 3 miesiące przejść na „zdrowy tryb życia” (zdrowe jedzenie – warzywa, owoce, płatki owsiane, ryby, woda itd.), regularne ćwiczenie (przynajmniej 3 razy w tygodniu) i ograniczenie alkoholu. Nagle wasza skóra będzie wyglądać lepiej, zaczniecie kupować mniejszy rozmiar ciuchów i KAŻDY zacznie Was komplementować. Przede wszystkim ci, ktorzy twierdzili, ze „wygladasz swietnie” kiedy twój rozmiar XXL był już na ciebie za ciasny. Z mojego doświadczenia – ci wspierający Cię w nadwadze znajomi też mają problem z zabraniem się za siebie. Ku swojemu zaskoczeniu nagle zaczniecie też słyszeć: „No wiesz, było Cię już trochę za dużo”, którego wcześniej nikt nie miał odwagi Wam powiedzieć. Spróbujcie. Publicznie zwrócę honor każdemu, kto powie, że przed całą przemianą czuł się lepiej.