Zielony biznes

Czasem zachodzę w głowę dlaczego nowojorczycy tak łatwo dają się nabić w butelkę i jeszcze nie znalazłam odpowiedź na to pytanie. Rzeczy, które mnie wydają się absurdalne, większość uważa za normalne. Weźmy na przykład soki. Mówię oczywiście o trendzie, który trwa już co najmniej dwa sezony, czyli powstające jak grzyby po deszczu miejsca, w których możecie kupić świeżo wyciskane soki. Nie mówię o powszechnym niegdyś w Polsce zestawie typu „marchewka z jabłkiem”, ale coraz bardziej rozbudowujące się kombinacje smakowe, wśród których prym wiedzie wszechobecny jarmuż (po angielsku „kale”), o którym już wspominałam na Just Like NY, a także coraz to modniejsza spirulina (której „strzał daje Wam energię nie z tej Ziemi”) i „wheatgrass”.

Soki warzywne to jedno, ale są też proteinowe szejki, które w podstawie mają obowiązkowo mleko migdałowe (karton mleka migdałowego kosztuje niecałe $4) lub mleko sojowe (choć już coraz częściej bojkotowane, podobno jednak nie jest takie zdrowe), do których możecie dodać także modne nasiona chia (wygooglałam: to szałwia argentyńska). Za dodatkowego dolara możecie też dostać łyżeczkę odżywki białkowej.

Sama też uległam tej modzie – soki i szejki pije codziennie, z tą jednak różnicą, że robię je sama. Fakt, że sprawia mi to frajdę to jedno, ale istotniejszy powód to te zielone papierki, powszechnie znane jako dolary. Urządzenie do soków postanowiłam kupić w momencie, gdy któregoś dnia zapłaciłam $8 za jeden sok.  Ktoś (czyli co drugi nowojorczyk) może powiedzieć, że to wcale nie tak dużo, ale przy obecnej cenie warzyw i owoców, ta cena to według mnie rozbój w biały dzień. Za siatkę świeżych warzyw i owoców, którą ledwo mogę unieść, na Brooklynie zapłacę jakieś $15 (nie wspomnę nawet, ile soków można z jej zawartości wycisnąć). Fakt, że na Manhattanie jest znacznie drożej (choć są tam też tak wspaniałe sklepy jak Trader’s Joe, gdzie ceny są bardzo rozsądne – polecam! – więc nie ma wymówki).  Trudno znaleźć sok, który będzie oscylował w rejonach $5, a coraz częściej widzę ceny powyżej $10. Odkąd sama zaczęłam je robić i widzę, ile faktycznie warzywa lub owocu zmieści się w takim soku (delikatnie mówiąc – niewiele), uważam, że soki to złoty biznes. A na pewno biznes bardzo zielony – tak jak najmodniejszy tu składnik szczęścia. Oczywiście, mam na myśli jarmuż.

Share: