Randka nr 1: Para buch1! Penis w ruch!

Ponieważ nadeszło lato, a wraz z nim chłopaki w koszulkach bez rękawków (czyli w tzw. tank topach), przypomniało mi się kilka randkowych historii, które wraz z moimi koleżankami doświadczyłyśmy w NY. Postanowiłam się nimi podzielić, nie do końca zdradzając imiona bohaterek (ani bohaterów, których imiona prawdę mówiąc pozapominałam). Dzisiejsza przyjmie imię Anna.

Pisałam już kilkakrotnie na Just Like NY, że randkowanie w NY to najcięższy kawałek chleba. Bardzo popularne tu portale randkowe nie do końca pomagają, bo oprócz fajnych chłopaków, którzy z pewnością gdzieś tam są, są też i typy, które w większości przypadków mają albo dziewczyny, albo co gorsza – żony. Jeden z tej właśnie grupy po kilkudniowej wymianie SMS-owej z Anną zaproponował jej randkę w Connecticut (czyli w miejscowości oddalonej o 1,5h od Nowego Jorku). Jak się okazało był… konduktorem pociągu i właśnie tam miał 3h przerwy, które chciał spędzić na „poznawaniu się” (bo przecież w dni poza pracą jest szalenie zajęty).

Anna, która lubi dodatkową dawkę adrenaliny, wyczuła przygodę i zgodziła się. Nie tylko była zachwycona faktem, że jej randka wyglądała lepiej niż na zdjęciach (facet miał ciało boga), to jeszcze cieszyła się jak dziecko, że jechała za darmo w pierwszej klasie. Ponieważ, jak wiadomo, konduktor po sprawdzeniu biletów niewiele ma pracy, znaczną część tej podróży spędził przy Annie. Po dojechaniu do Connecticut konduktor zmienił uniform na biały T-shirt (God bless America!) i doszło do obiecanego lunchu, na którym Anna dowiedziała się, że jej randka zajmuje się także aktorstwem i scenopisarstwem. Chemia była duża, ale do niczego nie doszło.

Wydawało się, że wszystko idzie w najlepszym kierunku, aż tu nagle w drodze powrotnej Anna usłyszała prośbę od konduktora, aby podążyć za nim do pociągowej toalety na szybki numerek. Ponieważ Anna aż tak nie łaknęła przygody, odmówiła – na co on usiadł obok niej, rozpiął rozporek, przykrył go marynarką i powiedział, że kręci go seks w publicznych miejscach. Anna musiała się pilnować, aby nie roześmiać się na głos. Na peronie nastąpił pocałunek… w policzek i „do zobaczenia”. 

Ciąg dalszy…? Randka mimo wszystko była udana, nastąpiło sms-owanie, ale Anna zauważyła dziwną powtarzalność – konduktor tekstował do godziny 18, a później był nieosiągalny. A gdy zaproponował spotkanie – oczywiście u Anny w domu – to było ono wyznaczone zwykle w godzinach okołopołudniowych. Dla tych, co jeszcze nie zorientowali się co to znaczy – konduktor i przyszły filmowiec miał partnerkę, z którą najprawdopodobniej mieszkał. Dlatego tez Anna wykasowała jego numer. Napisał po miesiącu, tym razem na portalu randkowym, ale po pytaniu Anny, czy teraz żona sprawdza jego telefon i jego reakcji „Nie wiem o czym mówisz” Anna zdecydowała nie oszukiwać swojej intuicji.  Ten pociąg odjechał bez niej.

Share: