Jak zdobyć numer telefonu w 10 minut…lub dłużej
Muszę przyznać, że zakładanie telefonu to przezabawna rzecz. Oczywiście w Stanach – jak i na całym świecie – jest kilka operatorów telefonii komórkowej. Żeby mieć swój numer telefonu, nie trzeba podpisywać umowy; wystarczy udać się do jednego z punktów, które rozsiane są po całym mieście i dostać go bez żadnych dokumentów. Trwa to zwykle około 10 minut. Podkreślam: zwykle.
Taki biznes, jak i wiele biznesów w NY, to jest tzw. biznes rodzinny prowadzony przez imigrantów, co oznacza, że angażuje co najmniej dwa pokolenia. Chcieliśmy z moim kuzynem zdobyć numer, więc udaliśmy się około południa do jednego z takich punktów, prowadzonego przez Pakistańczyków, i usłyszeliśmy, aby wrócić po 16. Ponieważ zdarzyło się to już wcześniej, wiedziałam co to znaczy – o tej porze syn wraca ze szkoły (jest on jedyną osobą, która będzie w stanie to zrobić). Wróciliśmy o 16:30 i było ich już trzech. Poprosili nas o podanie adresu, skasowali $60 (za usługę i pierwszy miesiąc), pan wziął nasz telefon, zaczął coś klikać na komputerze i zniknął w drugim pomieszczeniu mówiąc, że to musi potrwać. Wydało nam się to trochę podejrzane, tym bardziej, że chłopak, który był przed nami chciał zrobić dokładnie to samo i usłyszał, że będzie to możliwe dopiero za 10 minut. Czekamy, czekamy i nagle trzeci pan z długą siwą brodą, najpewniej dziadek, który do tej pory siedział w milczeniu w kącie na fotelu przyniósł nam wodę mineralną. Byliśmy pod wrażeniem uprzejmości. W połowie butelki (kolejne 15 minut później), gdy zziajany syn (i wnuk) wbiegł do sklepu, zorientowaliśmy, że woda miała odwrócić naszą uwagę od faktu, że tak naprawdę nic w naszej sprawie się nawet nie zaczęło toczyć, bo syn się spóźnił. Ten szybko rzucił plecak w kąt, tato w kilku zdaniach przekazał mu jak wygląda sytuacja (czyli że stoimy jak trutnie myśląc, że nasz numer się tworzy) i chłopak w mig rzucił się do komputera, wymienił kartę Sim i parę minut później (jakieś pół godziny od momentu wejścia do sklepu) byliśmy szczęśliwymi nabywcami nowego numeru. Po tym wydarzeniu pomyślałam, że Polacy i Pakistańczycy jednak mają pewne cechy wspólne, i jedną z nich jest na pewno spryt.