Czy mam dla Ciebie czas…? Czyli dlaczego randkowanie w NY jest trudne

Ostatnio przeczytałam artykuł o randkowaniu w NY, z którego po raz kolejny wynika, że jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w tym mieście (o czym już pisałam). Tak jak wspomniałam wcześniej, powodów jest kilka, ale im dłużej tu mieszkam, tym coraz wyraźniej widzę źródło ich wszystkich. 

Najczęstszy scenariusz – który przydarzał się tu zarówno mnie, jak i moim koleżankom – jest następujący. Spotykasz osobę, najczęściej online (wspominałam już, że portale randkowe są tu niesamowicie popularne), rzadziej „na ulicy”. Następuje wymiana wiadomości, która trwa zwykle kilka dni i dochodzi do ustalenia daty randki – im dłużej trwa owo ustalenie, tym bardziej czytelna informacja, że któraś ze stron nie jest aż tak bardzo zainteresowana i sprawdza jednocześnie inne „opcje”. Jeśli te ostatnie nie wypalają, spotykacie się.

Na randce jest śmiesznie, dobrze się bawicie. Czasem jest chemia, czasem nie. Po powrocie do domu SMS-ujecie, może nawet kilka dni później także i… tyle go widziałaś. Dlaczego nie dochodzi do drugiej randki? Bo zwykle zaczynacie myśleć: „A co jeśli jutro spotkam kogoś jeszcze fajniejszego…?” (prawdopodobieństwo w tym mieście wynosi ok. 100%). I ten błąd popełnicie jeszcze wiele razy, aż do czasu, gdy zrozumiecie – i pogodzicie się z tym – że zawsze będzie ktoś ciekawszy, przystojnieszy, seksowniejszy, z bardziej interesującym hobby i pomysłem na siebie. 

Drugi powód to czas. W Nowym Jorku żyjemy na bezczasie. Cały czas go brakuje. Czas biegnie szybciej, niż gdziekolwiek indziej i w mig orientujecie się, że należy rozsądniej tym dobrem gospodarować. Trzy razy zastanowicie się, czy warto jechać na Manhattan na randkę, skoro na drugi dzień zaczyna się wasz maraton – czekają Was cztery dni intensywnej pracy po 12h. 

Trzeci powód to coś, czego do tej pory nie brałam pod uwagę, a mianowicie – wasz cel. Wiele ludzi przybywających do NY traktuje pracę jak sposób na zapłatę za czynsz – a po pracy zajmuje się tym, po co tu naprawdę przybyli. Inwestycja w nową osobę najczęściej oznacza brak wystarczającego zaangażowania w projekt, który spowodował, że wybraliście to miejsce. I nagle ryzyko okazuje się zbyt duże. W Waszej głowie zaczyna kiełkować pytanie: „Podjąć się czegoś, co wymaga tyle samo pracy, ile wymaga mój cel?”, czy „Poczekać na lepszy moment”? Jak się domyślacie, większosć nowojorczyków wybiera tę drugą opcję. Zapominając, że ten lepszy moment może nie nadejść. Trudna sprawa? Hej, to przecież Nowy Jork!

Share: