Jak się jada w nowojorskich restauracjach

Przybywając do NY z Europy, a zwłaszcza z krajów śródziemnomorskich, musicie się nastawić na trochę inną obsługę w restauracjach. Niejednokrotnie powtarzałam już, że to miasto pędzi, a wraz z nim pędzą wszyscy, którzy tu mieszkają. Nowojorczycy uwielbiają wychodzić do restauracji, ale robią to tak często i tak bardzo jest to część ich życia, że nie dodają do tego dodatkowego znaczenia, ani też nie uważają, że trzeba to specjalnie celebrować. Ostatnio miałam do czynienia z pewnym przybyszem z Europy, który narzekał, że gdy tylko zjadł przystawkę, natychmiast dostał danie główne. Według niego wydarzyło się to za szybko. A według nowojorczyka – wydarzyło się dokładnie tak, jak powinno. Wierzcie mi – nowojorczycy nie znoszą czekać. Są przyzwyczajeni do standardu szybkiej obsługi w restauracjach; standardu, który wyróżnia nas na tle innych miast, także tych w Stanach.

A oto jak krok po kroku to wygląda:

1.       Wchodzisz i czekasz, aż hostessa zaprowadzi Cię do twojego stolika (nie biegnij, tylko poczekaj, aż ktoś zdecyduje, czy jest dla Ciebie miejsce) i wręczy Ci menu

2.       Jak tylko usiądziecie, tzw. busser, czyli chłopak odpowiedzialny za sprzątanie stołów, przyniesie Wam wodę (tu prawie w każdej restauracji dostaniecie wodę z lodem już na wstępie)

3.       Gdy zagłębiasz się w menu, podejdzie do Was kelner, często przedstawiając się i zapyta czy macie ochotę na drinka

4.       Przyniesie drinki i zapisze wasze zamówienie, ale wasze dania przyniesie Wam runner, czyli chłopak, który roznosi jedzenie (rzadko przyniesie je kelner)

5.       Po paru minutach kelner podejdzie zapytać, czy wszystko jest w porządku, a gdy skończycie zapyta czy macie ochotę na deser i jeśli nie macie, zaraz dostaniecie rachunek na stół (zwykle obywa się to z szybkością błyskawicy)

I to było coś, co początkowo najbardziej irytowało mnie w chodzeniu do restauracji w NY. W tej samej sekundzie, kiedy powiesz, że skończyłeś, od razu dostajesz rachunek (pisałam już o tym przy poście o brunchach).  Od razu czujesz się zobligowany, by zapłacić i wyjść. I to jest coś może Was bardzo irytować. 

A nowojorczyk tego właśnie oczekuje. Oczekuje, że wszystkie te kroki odbędą się szybko, jedzenie będzie dobre, a kelner będzie czuwał, by niczego mu nie zabrakło. Gdy którykolwiek z tych czynników będzie pominięty, ochoczo wezwie menedżera, by wyrazić swoją opinię, albo już nigdy nie wróci. Jeśli już Wam się to nie podoba, to proponuję wybierać restauracje na Brooklynie niż na Manhattanie. Na Brooklynie czas płynie nieco wolniej. Może dlatego mieszkańcy Manhattanu niespecjalnie lubią tam przybywać.

Share: