Hell’s Kitchen, czy Gejto

Jeśli jesteś gejem i przybywasz do NY – chcąc zwiedzać, oczywiście, ale popatrzeć przy tym na ładnych chłopaków – koniecznie powinieneś udać się do dzielnicy Hell’s Kitchen. Ja osobiście nazywam ją Gejto. Jej zasięg bywa określany rozmaicie, ale jak dla mnie rozciąga się ona od 44. ulicy aż do 55. i obejmuje 8., 9. i 10. aleję. Skąd będziecie wiedzieć, że już tam jesteście…? Uwierzcie: po prostu będziecie. Uwolnicie się z turystycznego szumu przy Times Square na siódmej alei i nagle zobaczycie niemalże samych chłopaków w koszulkach na ramiączkach. Każdy pręży muskulaturę i wypatruje, kto pojawi się na horyzoncie. Jeśli jesteście kobietami, zorientujecie się też, że jesteście w gejowskiej dzielnicy, bo żaden chłopak nawet na was nie spojrzy. Ta dzielnica niegdyś świeciła pustkami, a teraz tętni życiem. Nie tylko dlatego, że opanowali ją przystojniacy, ale także i z tego powodu, że powstało tu masę restauracji, do których warto zaglądnąć (tanim miejscem, do którego często zaglądamy jest Yum-Yum, serwujący kuchnię tajską). 

Tu też znajdują się wszystkie najfajniejsze kluby gejowskie. Warto najpierw posiedzieć na dachu baru sportowego Boxers, następnie udać się na drinka do Hardware lub Atlas Social Club, potem zaglądnąć do Therapy, a wieczór zakończyć w Industry. Ten ostatni słynie z tematycznych nocy. Warto pójść tam w poniedziałki po 23:00 i we czwartki po północy. Industry to według mnie i moich kolegów najlepsze miejsce do potańczenia i… popatrzenia. Klub nie jest duży, ale oferuje to, co najważniejsze – ładnych chłopaków i muzykę, przy której można zapomnieć o wszystkim. Wprawdzie ostatnio, jak tam byłam, pan zaoferował mi kupno kokainy (może pomyślał, że jako jedyna kobieta na miejscu, zapewne dorabiam jako alfons), ale udałam, że to się nie wydarzyło.

Share: