Często słyszę: „Ach, to tylko stereotypy. Nie można ludzi traktować jednym kluczem”. Niekoniecznie się z tym zgadzam. Jasne, że ile ludzi, tyle postaw życiowych i także nie lubię być traktowana przez pryzmat stereotypów (choć akurat Polki w NY postrzegane są jako bardzo dobre pracownice, ale też nadal pokutuje przekonanie, że nie jesteśmy zbyt bystrym narodem). Ale nie da się też ukryć, że stereotypy są bezpodstawne. Fakt, że nie dotyczą wszystkich, nie oznacza, że w jakimś stopniu nie określają prawdy o każdym z nas. 

Jest pewien zbiór cech, które charakteryzują każdy naród bądź grupę kulturową. Polaków na ulicy poznaje po tym, że praktycznie się nie uśmiechają – do tego polscy mężczyźni w NY zwykle wyglądają tak samo. Bardzo mi przykro to mówić, ale tym, co ich charakteryzuje, to zupełna bylejakość przejawiająca się w ubiorze. Jeśli widzę mężczyznę w dżinsach, bluzie z kapturem i plecakiem zarzuconym na ramię, jestem na 90% w pewna, że to albo Polak, albo Ukrainiec. Inaczej ubrani Polacy zdarzają się co prawda, ale bardzo rzadko. Polkę w średnim wieku poznam po zmęczonej twarzy i po tym, że zmierzy mnie wzrokiem w dość nieprzyjemny sposób. Młode Polki poznam zwykle po pasemkach na włosach. Z kolei gdy widzę dobrze ubranego mężczyznę, w drogich przeciwsłonecznych okularach wiem, że mam do czynienia z Włochem. 

Na podobnej zasadzie: gdy usłyszę, gdy ktoś zastanawia się w kawiarni czy wziąć espresso czy cappuccino – w 90% przypadków będzie to Włoch. Jeśli ktoś mówi do mnie łamanym, albo nawet niezrozumiałym angielskim i nijak nie rozumiem, o co mu chodzi – wiem, że rozmawiam z Francuzem. Jeśli mijają mnie na ulicy bardzo wymalowane kobiety w błyszczących od złoceń strojach – wiem, że to Rosjanki. Gdy nagle wpadnę na kogoś w metrze, bo ten ktoś stanie na środku najbardziej ruchliwego przejścia, wiem, że drogę blokuje mi Chińczyk. Dobrze lub fantazyjnie ubrani Azjaci to zwykle Japończycy. Gdy usłyszę kobiecy głos wykłócający się o źle zrealizowane zamówienie, wiem, że będzie to czarna kobieta. Gdy słyszę wyjątkowo skomplikowane zamówienie w Starbucksie (skąd ludzie biorą te pomysły na napoje?), wiem, że będzie to Amerykanin/Amerykanka. Podobnie dzieje się, jeśli usłyszę prośbę o odtłuszczone mleko i słodzik. Gdy usłyszę za swoimi plecami: „Hey, you’re sexy”, wiem, że te słowa wypowiada Latynos. „Hey, baby” będzie zaś pochodziło od czarnego mężczyzny. Takich przykładów mam jeszcze dziesiątki. Czy tego chcemy czy nie, kultura, w której dorastaliśmy gdzieś tam głęboko w nas tkwi. Choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać. 

Share: