Nigdy, nigdy, nigdy nie poddawaj się
Od dawna wierzę, że niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu nie bez powodu. Pojawiają się zwłaszcza wówczas, gdy potrzebujemy jakiegoś znaku, że to co robimy ma w ogóle jakiś sens. Niedawno, kiedy i ja miałam właśnie jeden z tych dni i zadawałam sobie górnolotne pytanie: „Czy warto?”, poznałam pewnego mężczyznę z Kalifornii. Pan, dobrze po sześćdziesiątce, zaczął wypytywać mnie skąd jestem, pytał o moją rodzinę, o to jak długo jestem w NY, był przy tym bardzo pozytywny i reprezentował typową kalifornijską postawę – uśmiech i otwartość.
Z reguły moja postawa jest podobna, ale nie tego konkretnego dnia. Gdy zapytał mnie, dlaczego tu jestem, usłyszał moje osowiałe zdanie (przykryte wymuszonym uśmiechem), że próbuję spełniać swoje marzenia. Popatrzył poważnie na mnie i powiedział: „Nigdy nie rezygnuj”. Powiedział, że sam nigdy nie zrezygnował i teraz jest szczęśliwym człowiekiem. Opowiedział mi o tym, jak to zaraz po studiach miał „głód kasy” i jedyne, czego pragnął, to zarabiać duże pieniądze. I to mu się udało – zarobił bardzo dużo, ale nagle poczuł, że to w ogóle nie daje mu szczęścia. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę, zrezygnował z tego co robił do tej pory i zaczął robić to, co kocha; co było jego pasją. Przyznał, że droga ta była dłuższa i bardziej wyboista, ale po czasie ludzie dostrzegli, że był szczery w tym co robił i zaufali mu, co przełożyło się na wielki sukces. Powiedział, jakkolwiek naiwnie to brzmi, że gdy coś jest naprawdę twoją pasją to nie można się poddawać, bo z czasem przyniesie Ci to, to czego potrzebujesz. Spojrzałam mu prosto w oczy i zapytałam czy obiecuje, że tak będzie, powiedział, że tak – że jest przekonany w 100%, że tak.
Kim był ten mężczyzna i co robił? Wiem tylko, że pracował w przemyśle filmowym. Mieszka w Kalifornii, a w lecie bywa w NY, gdzie ma mieszkanie. Mam nadzieję, że nasze drogi się jeszcze przetną, choć już dostałam już od niego znak, którego tak bardzo było mi trzeba.