Życie na miarę każdego

Gdy wczoraj zapisywałam się na siłownię, gdzie wpisowe wynosiło 10 dolarów, i każdy kolejny miesiąc $10, po raz kolejny pomyślałam o kosztach życia w Nowym Jorku. Gdy się tu przeprowadziłam, słyszałam: „Zobaczysz jaki NY jest drogi”. Według mnie to wszystko zależy od perspektywy jaką obierasz.

Załóżmy, że jesteś imigrantem, który przyjeżdża tu żyć – czyli też pracować. Stawka podstawowa w NY to $7.25 za godzinę (oczywiście możesz znaleźć pracę lepiej płatną). To, ile pracujesz, zależy tak naprawdę od Ciebie. Możesz być tylko w jednej pracy, ale możesz też od razu mieć dwie – wszystko zależy od twoich sił. Znam ludzi, którzy pracowali i po 100h tygodniowo (nie, to nie ja). Wynajęcie mieszkania, a właściwie pokoju (bądźmy realistami), to ok. $500 + opłaty (można dostać i taniej, ale zwykle ceny coraz częściej idą zdecydowanie ponad to). Karta metra – $113 miesięcznie ( gdziekolwiek mieszkasz i tak jej potrzebujesz). Telefon – ok. $40. 

W najgorszym przypadku, jeśli pracujesz tylko 40h (powtarzam – jest to rzadkie), zarobisz 290$ tygodniowo (tu jest system tygodniówek). Co oznacza, że zarobisz ok. $1200 miesięcznie. Same koszty życia to ponad $700 (bez jedzenia). Ktoś może powiedzieć :  „To fest mi Ameryka! Przecież to gorsze niż Polska”. I tak, i nie. Przypominam, że są to pieniądze, które zarabiasz na starcie, przy najgorszej stawce. Co oznacza, że z każdym miesiącem będzie lepiej (tu, jeśli jesteś dobrym pracownikiem, systematycznie dostajesz podwyżkę). Tyle zarobisz przy standardowej liczbie godzin, ale to od Ciebie będzie zależało ile godzin chcesz „robić”. Czyli tak naprawdę zarabiasz więcej.

Musisz oczywiście wydać pieniądze na jedzenie (chyba, że jesteś szczęściarzem i pracujesz w gastronomii, gdzie masz często jedzenie za darmo). Ale szybko zorientujecie się, że wiele rzeczy jest na Waszą kieszeń, nawet przy minimalnej stawce. Rzeczy typu papier toaletowy, pasta do zębów czy inne środki czystości dostaniecie już za kilka dolarów. Ciuchy i buty też są tanie. Niejedna moja koszulka kosztowała kilka dolarów i dostałam za nią masę komplementów (oczywiście możecie kupić i takie za $1000). Suszarkę do włosów kupicie za poniżej 20$, dobre kosmetyki – podobnie. Książki w Strandzie (najbardziej znanej nowojorskiej księgarni) dostaniecie od dolara. Dobra kawa jest już za $1,75, bajgiel z serem za $2, bilet na koncert  od $20 (pomijam, że masę kulturalnych atrakcji jest za darmo), wyjście na kolację ze znajomymi jest już od $12, kino $14, a piwo w barze zaczyna się od $6. Danie od Chińczyka (mojego największego kusiciela ostatnio) to wydatek rzędu $5, moje ulubione lody Haagen Dazs – tak samo. Sześciopak małego Heinekena to $8 (skoro już mówimy o podstawowych rzeczach). 

Dlatego upieram się przy stwierdzeniu, że nawet przybywając tu jako imigrant nie znający języka angielskiego (ogrom takich przypadków), możecie normalnie tu funkcjonować, bez obawy, że „nie będzie co do garnka włożyć”. Oczywiście nie myślę o życiu na miarę amerykańskich obywateli w NY, o ich wyjazdach, bardzo drogich ciuchach i drogich klubach do których chodzą itd. Mówię o realiach imigrantów, którym nawet minimalna stawka pozwala zaspokoić podstawowe potrzeby. 

Naturalnie, że po pewnym czasie te „podstawy” przestają wystarczać, bo jak zwykle – apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale – przypominam – to od Waszej pracy zależy, jak podwyższycie poziom swojego życia. 

Share: