Zawsze bierz zapas czasu

Pisałam już na Just Like NY na temat najbardziej irytującej cechy tego miasta, jaką są odległości. Dlatego tak lubię metro, bo jeśli mieszkasz przy stacji, jesteś „ocalony” (teraz mieszkam przy trzech liniach – prawie raj!). Dzięki niemu dotrzesz wszędzie. Ale niestety nie zawsze. I tu pojawia się kolejna bolączka mieszkania w metropolii. Fakt, jest metro, ale ponieważ na co dzień korzysta z niego parę milionów ludzi i jest już wiekowe, to co rusz wymaga jakichś remontów. Co to oznacza dla nas, w pełni na nim polegających mieszkańcach? Oznacza to, że w najmniej oczekiwanym momencie – właśnie wtedy, kiedy najbardziej się spieszysz – nagle dana linia metra: (1)spóźnia się, (2)akurat dziś nie zatrzymuje się na twojej stacji, tudzież (3) w ogóle nie kursuje w twojej okolicy. Oczywiście nie dzieje się tak każdego dnia i zwykle pojawiają się wpierw ostrzeżenia, że „wystąpią utrudnienia”, ale problemy wciąż zdarzają się za często. Głównie w weekendy. 

Weekendy to zmora podziemnej komunikacji. Kiedy zapomnisz, że to już nie środek tygodnia, a sobota (a gwarantuję Ci, że po pewnym czasie przestaniesz rozróżniać dni tygodnia), w ciągu jednej sekundy cały twój misterny plan jest w stanie runąć w gruzach. 

Gdy nic z powyżej wymienionych rzeczy nie wydarzy się i już myślisz, że w ten weekend jesteś szczęściarzem, mogą wystąpić inne utrudnienia. Jak np. zmiana trasy jazdy pociągu. Zdarzyło mi się to ostatnio i nie było mi do śmiechu. Gdy w końcu pociąg przyjechał i cieszyłam się, że będę 40 minut przed czasem, nagle usłyszałam nieco za długą przemowę przez głośniki. Wskazówka – jeśli nagle usłyszycie dłuższy niż dwa zdania komunikat, to wiecie, że sielanka się skończyła (jeśli oczywiście zrozumiesz, o co mówiącemu chodzi, co jest niełatwe nawet dla native speakerów). W moim zostałam poinformowana, że pociąg F zmienia trasę na trasę pociągu J. Ponieważ za bardzo się przestraszyłam (miałam ważne spotkanie o 14:00), by rozsądnie pomyśleć, wyskoczyłam z pociągu na pierwszym możliwym przystanku. Mój cel  znajdował się tuż za Chinatown i postanowiłam biec. Chinatown w weekend także oznacza kłopoty. Ogrom samochodów, tłumy ludzi, w tym połowa spiesząca się tak samo jak ja. Przyznam, że do dziś jestem pod wrażeniem mojego wyczynu. Biegłam niczym gazela, wymijając slalomem wszystkie jednostki na mojej drodze. Nie dość, że dotarłam do celu spóźniona tylko 10 minut, to osoba, z którą się spotykałam przyszła nawet później! „Przepraszam cię”, zaczęła rozmowę. „Wiesz, jak jest z metrem w weekend”.

Te zmiany metra mogą być olbrzymim problemem dla ludzi kompletnie nie znających topografii Nowego Jorku. Dla człowieka, który zwykle porusza się po jednej trasie, tą samą linią metra (a takich ludzi są tu tysiące) takie niespodzianki równają się zawał serca. Dlatego mam dla Was złota radę. Jeśli macie ważne spotkanie lub jedziecie do pracy – zawsze weźcie sobie zapas czasu. Zwłaszcza w weekendy. To zbyt duża metropolia, aby wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. A jeśli zależy Wam, aby nie osiwieć w ciągu tych 5 minut podczas obmyślania planu B, po prostu wyjdźcie z domu 30 minut wcześniej niż wam się wydaje, że powinniście wyjść. Zawsze to większa szansa, że będziecie spóźnieni mniej niż godzinę.

Share: