Niezwykła teatralna podróż
Nie mam wielkiej wiedzy o teatrze, ale uwielbiam do niego chodzić (choć nie robię tego często). Wiedziałam jednak, że z pewnością muszę się wybrać na sztukę, o której słyszałam już od dawna. Mowa o „Sleep No More”: spektaklu, a właściwie interaktywnym „doświadczeniu” firmowanym przez brytyjską trupę Punchdrunk. W recenzjach czytałam, że „czegoś takiego jeszcze z pewnością nie doświadczyłam ” i że będzie to „jedyne w swoim rodzaju przeżycie”. Wraz z moją koleżanką Gosią postanowiłyśmy zaryzykować.
Sztuka jest oryginalnym dziełem Punchdrunk i pochodzi z 2003 roku. Jej reżyserami są Felix Barrett i Maxine Doyle.
Jej fabuła jest inspirowana „Makbetem” Szekspira, a także filmami Alfreda Hitchcocka. Produkcja ma miejsce na Manhattanie, w magazynie udrapowanym na opuszczony hotel, który został nazwany Hotelem McKittrick (nawiązanie do filmu „Zawrót głowy” Hitchococka). Hotel McKittrick ma pięć pięter teatralnej przestrzeni, w której rozgrywa się akcja przedstawienia. W hotelu znajdują się nie tylko pokoje, ale także cmentarz, pokój doktorski, dziecięce sypialnie, wewnętrzne dziedzińce, sklepy, sala balowa czy… zakład dla umysłowo chorych. Ubrania aktorów i scenografia inspirowane są stylistyką początku XX wieku i tzw. kinem czarnym.
Niezwykłość tego przedstawienia polega na tym, że dla każdego może to być zupełnie inna podróż. Co to znaczy? Jako widzowie nie siedzimy na widowni i nie oglądamy grających na scenie aktorów. Aktorzy odgrywają sztukę na różnych piętrach, przemieszczając się pomiędzy nimi. A my przez 3 godziny trwania sztuki poruszamy się po hotelu indywidualnie. Możemy podążać za poszczególnymi aktorami lub za grupkami oglądających. Tak naprawdę każdy może wybrać się w samotną podróż po piętrach hotelu i spowodować, że sztuka stanie się jego własnym, niepowtarzalnym przeżyciem. Nigdy nie wiecie, co za chwilę wydarzy się w danym hotelowym pokoju, tudzież w którą stronę nagle pobiegnie aktor.
Najwięcej emocji (i jednocześnie przerażenia) dostarcza segment poprzedzający samą sztukę. Otóż widzowie rozpoczynają swoją przygodę w hotelowym lounge’u, w barze Manderley (inspiracja Oscarowym filmem Hitchcocka, „Rebeka”). Zanim dostaniecie się do baru, otrzymujecie kartę do gry z określoną cyfrą, a następnie przemieszczacie się ciemnym korytarzem, który – szczerze mówiąc – trochę nas przeraził (tym bardziej, że zgubiłyśmy się nawzajem). Z ciemnej czeluści nagle wchodzicie do baru, który ma posmak czasów prohibicji. Gra zespół na żywo (piękni muzycy!), przystojni barmani serwują drinki, a niezwykle atrakcyjne dziewczyny próbują Was namówić na więcej shotów. Wszystko ma bardzo seksualny podtekst. Po chwili jeden z muzyków wywołuje numery, które mogą udać się do windy. Dopijacie drinki (przestraszyłam się, że zaraz mnie wywołają, więc swojego wypiłam duszkiem, co nie było takim najgłupszym rozwiązaniem). Następnie dostajecie maski. Tu, w przeciwieństwie do innych przedstawień, to nie aktorzy noszą maski, a widzowie (nie wolno ich zdejmować!). W windzie zostajecie poinstruowani, jak się macie zachowywać, a także otrzymujecie nakaz całkowitego milczenia. Sztuka bowiem głównie rozgrywa się w ciszy, nie padają żadne słowa, a jedynymi ludzkimi odgłosami są okazjonalne krzyki.
Gdy wyszłyśmy z przedstawienia – nie widziałyśmy się przez te 3 godziny, bo każda poszła w inną stronę – nie potrafiłyśmy ubrać w słowa tego, co przeżyłyśmy. Nie byłyśmy oniemiałe, ale też nie byłyśmy rozczarowane. Z pewnością było to doświadczenie warte przeżycia i absolutnie wyjątkowe. Ze spektaklu zapamiętałam też pewną parą Azjatów, która przez cały czas trzymała się za ręce (trafiłam na nich kilkakrotnie). Raz on ciągnął ją w jedną stronę, raz ona jego w drugą. Ciekawi mnie, jakie oni wynieśli przeżycia z tej sztuki …
Sztukę można zobaczyć na Manhattanie, w McKittrick Hotel, 530 W 27th St. Ceny biletów wahają się od $75 do $162.