Jesteś tym co nosisz

„Amerykanie stawiają na wygodę” – to bardzo popularne określenie stylu ubierania się Amerykanów usłyszycie jeszcze niejednokrotnie. Bo faktycznie najważniejsze dla nich by strój nie przeszkadzał w funkcjonowaniu. Tyle że z nowojorczykami to jest nieco inna historia. Fakt, lubią wygodę i stawiają ją wysoko w hierarchii, ale ważniejsze jest, by się wyróżnić. Nie zapominają, że żyją w jednej ze światowych stolic mody. A to przecież zobowiązuje. 

Nowojorczycy wiedzą, że tu nie wystarczy założyć modną rzecz, by wyglądać lub stać się modnym. A już tym bardziej, by zostać dostrzeżonym i skomplementowanym. W stroju musi także być obecna odpowiednia osobowość – dopiero wtedy można powiedzieć, że „kreacja jest skończona”. Tylko jak tego dokonać? Jak wybić się spośród pozostałych paru milionów osób, które próbują zrobić dokładnie to samo, co ty? Myślisz, że jak założysz różowe legginsy i zafarbujesz włosy na taki sam kolor, wszyscy „odlecą z wrażenia”? Nie dość, ze nikt nie odleci, to jeszcze nikt Cię nie zauważy. Różowe włosy? Spróbuj zgolić 1/8 ich część i napisać na pozostałej części czarnym sprayem jakieś chwytliwe hasło typu: „Uwolnić króliki”, może ktoś zauważy, ale w sekundę zapyta: kto następny?

Co ważne – to dla tych, którzy nie są pewni swojego gustu – tu pojęcie „nieodpowiedni strój” nie istnieje. Nowojorczycy gwiżdżą na trendy (nie wszyscy oczywiście, są tacy którzy kupią każda modną rzecz – nawet tę najbardziej absurdalną) i sami te trendy tworzą. Co oznacza, że można założyć wszystko i udawać, że to największy krzyk mody. Każda fryzura, każdy kolczyk, każdy zielony kolor włosów nie zostanie zanegowany lub wyśmiany. W Nowym Jorku wszystkie modowe chwyty są dozwolone.

Tu stroje szokują, zadziwiają, wprawiają w osłupienie, wymuszają uniesienie brwi i uśmiech na widok pomysłowości wielu. Bo choć często będziecie się zastanawiali z którego śmietnika ta „modna” bransoletka została wyciągnięta, to będziecie musieli przyznać, że kreatywność nowojorczyków stoi na najwyższym poziomie. Nigdy nie byłam w Tokio, ale wyobrażam sobie, że ono jako jedne z nielicznych miast może konkurować z NY w kategorii: „Tego to na pewno jeszcze nie widzieliście”.

Najciekawsze okazy możecie spotkać na Manhattanie na 14.ulicy i poniżej jej. A także, gdy wysiądziecie na pierwszej stacji metra na Brooklynie – „Bedford” na Williamsburgu, gdzie królują artyści i hipsterzy. 

Gwarantuję, że przez pierwsze dni spacerowania po NY będziecie gapić się na te modowe dziwactwa, często nie dowierzając odwadze wielu. Bo to wielka odwaga, by założyć to co chcecie i pokazać kim naprawdę jesteście, bez oglądania się na to: „Co ludzie powiedzą?”. Tu macie do tego pełne prawo. Bo nie ma większego manifestowania swojej niezależności niż strój, który mówi o Was więcej niż sami macie odwagę powiedzieć.

Uważajcie jednak na kogo i jak długo się gapicie, bo możecie zostać „grzecznie” upomniani i zapytani: „Czy macie jakiś problem?”. 

Share: