Starbucks: By poczuć się jak w domu.

Trzy razy w tygodniu wpadam do Starbucksa po kawę i za kazdym razem nie moge wyjsc z podziwu, ze mozna zbudowac tak wielki biznes na kawie. Ale w koncu chyba zrozumiałam, w czym tkwi sekret – w tym miejscu dostajesz dokladnie to, czego sie spodziewasz. Juz niejednokrotnie pisalam o Starbucksie, bo w pewnym sensie trudno o nim nie wspomniec, zwlaszcza ze stal sie nieodlaczna czescia tutejszej kultury i codziennego zycia. I nadal mnie to fascynuje.

Dla wielu nowojorczykow Starbucks stal sie codziennym nawykiem. Wielu z nas nie wyobraza sobie poczatku dnia bez wizyty w Starbucksie. Po prostu wychodzisz z mieszkania i pierwszym miejscem, do ktorego sie udajesz, jest twoj lokalny Starbucks. I tam nabywasz swoj ulubiony napoj – specjalnie nie napisalam “kawe”, bo to, co ludzie tu zamawiają, najczesciej z kawą nie ma nic wspolnego. 

Starbucks w Nowym Jorku to nie jest jakies specjalnie miejsca na spotkanie; umawiamy sie tu wyłącznie, gdy naprawde nie ma juz nic innego w okolicy, a musimy pilnie pogadac, albo zlapac wi-fi (zwykle by popracowac). Siadam w Starbucksie jedynie w weekend, gdy wychodze z silowni i mam straszna ochote na kawe – i dodatkowo jestem zbyt zmeczona by sie gdzies krecic. Ten konkretny Starbucks znajduje sie zaledwie jedne drzwi od mojej silowni, jest na 49. ulicy pomiedzy 8. a 9. aleja – jest duzy i jasny, co bardzo mi odpowiada. Moj ulubiony Starbucks znajduje sie natomiast w dzielnicy Chelsea, na 23 ulicy i 8 alei. I nie chodzi bynajmniej o jego powierzchnie, bo jest zdecydowanie za maly i zupelnie nie sprzyja porannemu ruchowi. To po prostu lokalizacja, w ktorej bywam najczesciej, bo znajduje się po drodze do mojej pracy. Lubie ja ze wzgledu na pracownikow. Sa zawsze usmiechnieci i mili (tacy zreszta powinni byc w kazdej lokalizacji – taka jest polityka firmy), pamietaja imiona klientow, ich zamowienia, pytaja o ich dzien (znowu: polityka firmy). Mojego imienia nie pamietaja, bo nigdy go nie podaje (zamawiam zawsze to samo – srednia Pike Place, czyli parzona kawe za $2.67, ktora nie wymaga podania imienia). Ale za to, gdy raz zamowilam maczę (darmowy drink za zebranie odpowiedniej liczby punktow – dobra robota, Starbucksie), to zapytano mnie: „To dzis nie Pike…?”

To sprawia, ze jest Ci milo, czujesz sie zauwazony. I to jest wlasnie to, co robi Starbucks (a przynajmniej to co powinien robic) – ma sprawic, ze poczujesz sie dobrze. Dostaniesz tam to, co chciales, twoje zamowienie zawsze smakuje tak samo, wiec nie bedziesz nieprzyjemnie zaskoczony (co oznacza, ze twoj dzien rozpocznie sie dokladnie w taki sposób, jak chcesz). Dodatkowo czujesz sie mile widziamy i Twoja obecnosc jest dostrzezona, a to jest jak woda na mlyn dla nas, nowojorczykow – my zawsze chcemy sie czuc wyjatkowi. I nawet, jesli powodem tego jest zaledwie nasza kawa – ok, nie ma problemu, zadowolimy sie i tym. Sa tez takze przeciwnicy Starbucksa i ich kawy, ktorzy zawsze wybiora jakas lokalna kawiarnie, ale wiekszosc jednak szturmuje Starbucksa. Musze przyznac, ze gdy wyjezdzam poza NY i widze gdzieś Starbucksa, to zawsze chcę się tam zatrzymać i kupić kawę, by poczuć to “znajome uczucie”. Zycie w NY to jedna wielka niespodzianka, wiec przyjemnie jest wiedziec, ze jest cos, co zawsze bedzie dokładnie takie samo. 

Ps. Dzis w moim Starbucksie w Chelsea powiedziano mi, ze mam ładną marynarkę 🙂 Dobry ruch, Starbucksie.

Share: