Co spotka Cię jako singla w NY

Panuje powszechne przekonanie, ze my single jesteśmy samolubni i myślimy tylko o sobie. Pozwólcie, że coś Wam powiem – tak, jesteśmy, bo najzwyczajniej w świecie nie ma nikogo innego, kto by to zrobił za nas. Szczególnie, jeśli rozmawiamy o singlach w Nowym Jorku.

Jest kilka kwestii do rozwiązania, które napotkacie mieszkając tutaj. Pierwszą z tych rzeczy jest mieszkanie. Wynajmowanie mieszkania w pojedynkę jest bardzo trudne, bo to miasto jest drogie ($700 dolarów za pokój teraz to prawdziwa okazja). Jeśli zdecydujecie się, tak jak ja to robiłam przez 2 lata, mieszkać samemu, skończycie tak, że będziecie wydawać większość swoich pieniędzy na czynsz. W którymś momencie po prostu będziecie zmuszeni, by znaleźć współlokatora. I życzę powodzenia! Znalezienie współlokatora w NY to prawdziwa przygoda! Zwykle szuka się go na stronie Craigslist (gdzie szuka się praktycznie wszystkiego) i usłyszycie masę przerażających historii na ten temat. Ja w końcu też zdecydowałam się na współlokatorkę od stycznia (znalazłam ją na Facebook’u, na stronie Gypsy Housing) i póki co jest naprawdę nieźle, nie narzekam. 

Inną sprawą jest, że Wasza umowa na mieszkanie jest tylko na rok, więc gdy dobiega on końca, zaczynacie się martwić o dwie rzeczy – czy zaraz nie zostaniecie wykopani z mieszkania i nie będziecie musieli szukać ponownie. A jeśli ten scenariusz się nie sprawdzi, macie pewność, że Wasz czynsz pójdzie do góry. Szanse na to wynoszą 100%. Nie ma takiej opcji, aby cena się nie zmieniła. Więc możesz zapomnieć o tej podróży, którą planowałeś. 

Jeśli przyjdzie do pierwszego scenariusza, czeka Cię prawdziwa przeprawa. Teraz nie tylko będziesz musiał poradzić sobie ze swoją pracą i obowiązkami, ale jakiś cudem będziesz musiał wcisnąć w swój grafik poszukiwanie mieszkania. Co oznacza podróżowanie minimum godzinę metrem by przekonać się, że pokój, na który liczyliście, wygląda… jak ten z filmu „Pokój”. Znalezienie firmy przewozowej, bądź przyjaciół z samochodami, a także pakowanie rzeczy, to także Twój obowiązek. Nie masz przecież chłopaka, który sięgnie po telefon i zrobi to za Ciebie. Nie możecie zadzwonić po rodziców, bo oni są albo o kilkaset, albo o kilka tysięcy kilometrów dalej. Dorosłe życie poszło w ruch. 

I za każdym razem to ty musisz załatwiać wszelkie sprawy z właścicielem mieszkania. Mysz biega ci po kuchni? Super, to idź kup pułapkę i próbuj jakoś rozwiązać ten problem z właścicielem, który zapomniał wspomnieć o tych wszystkich dziurach przy kaloryferach – powodzenia! Woda z twojego mieszkania przecieka do sąsiada pod tobą (tak jak to przydarzyło się mi parę dni temu)…? Spróbuj skontaktować się z osobą odpowiedzialną za naprawy w budynku o 21:00 w sobotę – powodzenia. 

Nie będę nawet wspominać o pieniądzach. Za wszystko płacisz sam, nie dzielisz kosztów z drugą osobą, co oznacza, że wydajesz trochę więcej i nie masz pieniędzy na to, na co myślicie, że je wydajemy – alkohol i imprezy (imprezy – co to takiego?). 

I jest jeszcze jedna rzecz, najistotniejsza – wszelkie decyzje, czy to odnośnie mieszkania, czy pracy, czy jakiejkolwiek sytuacji, która Ci się przytrafia, podejmujesz sama. Nie ma nikogo, z kim można usiąść, obgadać sprawę i dojść do jakiejś wspólnej konkluzji. Musisz polegać na własnym osądzie i liczyć na to, że nie polegniesz. Jeśli spieprzysz sprawę, to wina jest tylko i wyłącznie Twoja, nie ma za bardzo na kogo zrzucić odpowiedzialności. Więc nie dziwcie się, że nasza uwaga jest trochę bardziej zwrócona we własną stronę. Nie bardzo mamy inne wyjście, bo nikt inny tego za nas nie zrobi.

Jako single zyskujemy sporo, nie przeczę temu, ale to wcale nie znaczy, że nasze życie jest tak różne od życia ludzi w parach. Mamy tyle samo problemów co wy, tyle, że są one nieco inne i ich ciężar dźwigamy w pojedynkę.

Share: