Krok 11 – Musisz się zacząć ruszać

Po prostu musisz, nie masz innego wyboru. Chcesz być zdrowa, mieć fajne życie, być świetną dziewczyną, żoną, matką, chłopakiem, mężem, ojcem – zacznij ćwiczyć. Ludzie myślą, że ten cały szum wokół ćwiczenia, i Ewy Chodakowskiej, czy wokół innych trenerów i aktywności fizycznej, to jakaś tam moda i że chodzi w tym tylko o to, aby mieć zgrabny tyłek. Nic bardziej mylnego. Napisałam w niedawnym poście, że ćwiczenie jest podstawą zdrowego życia. Nie jestem ekspertem (póki co), ale słucham mądrych ludzi – także tych, którzy zajmują się fitnessem profesjonalnie (polecam wywiad z Tonym Hortonem https://www.youtube.com/watch?v=rT-f3UtHnKs&list=PLKJe4QFOQXK7FjotZmmcC9Uw8po_U8IJ2&index=16) i wszyscy mówią to samo: „Muisz ćwiczyć”. Czy chodzi tylko o ciało? Nie. Chodzi o to, co ćwiczenie robi z Twoim mózgiem: o substancje, które uruchamia i o to, jaki one mają wpływ nie tylko na twój nastrój, ale też na sposób funkcjonowania twojego mózgu. Naprawdę już przestałam wierzyć, że ktoś, kto nie uprawia żadnej aktywności fizycznej, będzie szczęśliwy, będzie mógł w pełni rozwinąć swoje możliwości, czy że będzie pogodzony ze sobą (tak, aż do tego stopnia). Ćwiczenie zmienia całą biomechanikę twojego mózgu, dlatego także tak istotne jest, aby co jakiś czas zmieniać zestaw ćwiczeń – nie tylko po to, aby trenować inne partie mięśni, ale by uruchomić inną partię twojego mózgu. Każdy z Was widzi różnicę w samopoczuciu przed i po treningu; nie tylko krew krąży ze zdwojoną mocą, nie tylko czujemy się od razu szczuplejsi i bardziej pewni siebie, ale i mamy więcej energii i ochoty do pracy. 

Problem z ćwiczeniem polega na tym, że większość myśli, że to „jest trudne i będzie bolało”. To kolejny mit. Wcale nie musi. Wcale nie musisz iść na siłownię, jeśli tego nie lubisz. Wcale nie musisz biegać, pływać, robić brzuszków jeśli tego nie lubisz. Istnieją już chyba tysiące różnych dyscyplin sportowych – wybierz swoją i zacznij metodą małych kroków. To wcale nie musi być godzina – ja nigdy nie ćwiczę godziny, 45 minut to moje maksimum. Już nie raz pisałam o tym, że ćwiczę z Ewą Chodakowską na macie, we własnym mieszkaniu. Teraz ćwiczę „Killera”, ale zaczęłam od 6-minutówek. Na początek zróbcie zestaw tylko 6 minut. 6 MINUT!!! Co to jest 6 minut? Następnego dnia powtórzcie, a za dwa dni dodajcie może kolejne minuty. Albo zacznijcie od podskakiwania w domu w rytm muzyki, którą lubicie. W ćwiczeniu najważniejsza jest konskewencja, a nie wycisk i godziny spędzone na siłowni. Jeśli jednak macie już karnet na siłownię, to idźcie i zróbcie trzy różne zestawy po 10 minut (bieżnia, eliptical, przysiady itd.), a później idźcie do sauny (jeśli macie taką możliwość). Lepiej robić 30 minut 4 razy w tygodniu niż dwa razy wyskoczyć po 2h na siłownię. Idealnie byłoby codziennie wykonać jakąś aktywność – sama jeszcze tego nie zrobiłam, ale to przyjdzie z czasem. Najważniejszy jest ten przeskok w głowie, który powinniście zrobić; zamiast: „O Boże, jak mi się nie chcę, czeka mnie 40 minut męczarnii”, powiedzcie sobie: „Oto nadchodzi moje 40 minut, bez telefonu, bez internetu, bez pracy, nic nie muszę, jedyne co muszę to skupić się na własnym ciele. Jestem uprzylejowana, bo mogę skupić się tylko na sobie i na tym, jak chcę wyglądać i jak chcę się czuć”. Ja właśnie tak myślę od jakiegoś czasu. Lubię fitness i kocham pływanie i te dyscypliny wybrałam. Ale zgodnie z tym, co mówi Horton – dobrze byłoby, abym dołączyła coś jeszcze, więc może dołączę bieg raz w tygodniu i niedługo wrócę do squasha, który uwielbiam. Jest tyle opcji, że jak słyszę, że ktoś mówi: „To takie trudne”, to mam ochotę użyć niecenzuralnego słowa na P, czyli: „Pierdolisz”. 

Zróbcie sobie wielki prezent i zacznijcie romans z własnym ciałem. Gwarantuję pełną satysfakcję – i przynajmniej macie pewność, że po randce dostaniecie wiadomość zwrotną. 

Share: