Życie toczy się w drodze

Jedna z wielu różnic pomiędzy ulicami NY a ulicami innych miast polega na tym, że tu widać tzw.  życie codzienne. Dosłownie. W Polsce, a także prawdopodobnie w innych krajach europejskich, mocno rozgraniczone jest to co prywatne i to co publiczne. Tu niespecjalnie. Bardziej rozgraniczyłabym tutejsze życie na to dziejące się na ulicy i na to rozgrywane w pracy. W Polsce, zanim wyjdziemy na ulicę, czyli „do ludzi”, wpierw kreujemy najlepszą dostępną wersję siebie. Makijaż, w miarę starannie dobrane ciuchy, ułożone włosy, pomalowane paznokcie – dopiero wtedy jesteśmy gotowi na konfrontację z innymi. Tu, owszem, większość ludzi także podąża tym schematem, ale równie często zobaczycie tu na ulicach tych, którzy dopiero są w trakcie porannej transformacji. Niejednokrotnie zobaczycie w metrze malujące się (jak i swoje paznokcie) kobiety. Bardzo dużo kobiet wychodzi z domu z mokrymi włosami. Zdarza mi się widzieć dwie kompletnie różne wersje tej samej kobiety tego samego dnia, gdy idzie do pracy, a później w trakcie lunchu (zmianie podlega wszystko, włącznie ze strojem). Co charakteryzuje w ogóle nowojorczyków, to tzw. luz, przejawiający się przede wszystkim w nie przejmowaniu się tym „co ludzie powiedzą”. Dlatego bardzo często spotkacie nowojorczyków w dresach (to jednak nie ta sama „subkultura dresowa”, która jest w Polsce…), a także – sama widziałam –  w piżamie w deli w centrum Manhattanu.

Najlepszym miejscem obserwacji ludzi jest (wspomniane już niejednokrotnie na „Just Like NY”) metro. Tu zobaczycie nie tylko opisane wyżej kobiety, ale też przedstawicieli najróżniejszych zawodów. Spotkacie robotników jadących bądź wracających z placu budowy w mocno zabrudzonych służbowych ciuchach i z kaskami ochronnymi w ręce, pielęgniarki w swoich „mundurkach”, artystów, którzy mają jeszcze świeżą farbę na rękach, ludzi kończących właśnie najnowszy projekt na laptopach, a także zmęczonych biegaczy, którzy popijają wodę z bidonów. Obok nich natomiast: całą plejadę innych ludzi, których strój powie Wam, czym się w danej chwili zajmują. Zobaczycie też ludzi przewożących najprzeróżniejsze przedmioty,  z wszelkimi domowymi sprzętami na czele, a także taszczących różne plastikowe worki, w których może znajdować się dosłownie wszystko. Takie „życie na zewnątrz” związane jest w dużej mierze z odległościami, o których pisałam i wynikających z nich całodziennym przebywaniem poza domem (niektóre czynności wykonuje się tu w drodze chociażby po to, aby zaoszczędzić czas). Dlatego też ulica tu nie jest celem, a jedynie środkiem do celu, którym zwykle jest praca, impreza, spotkanie ze znajomymi czy wyjście na kolację. Nikt tu nie czuje się zobligowany, by zawsze wyglądać dobrze i by zawsze dobrze się prezentować. Przy tak dużej ilości ludzi i zabieganiu jakie tu panuje, czasami naprawdę nie ma znaczenia jak wyglądasz, bo te kilka milionów ludzi, które możesz spotkać „w drodze” jest dokładnie w takiej sytuacji jak ty. I, podobnie jak ty, marzą o tym, aby po prostu pozwolić im wyglądać tak, jak chcą w danej chwili.

Share: